sobota, 16 stycznia 2016

Dutch Birding po raz n-ty

Tym razem do Holandii „na szybko” udałem się z Jackiem Taborem. I od razu było inaczej niż dotychczas 😉. Jacek stanowczo stwierdził, że nie śpimy w samochodzie tylko będziemy nocować w jakimś tanim hostelu (hotelu) w Amsterdamie no i że ma kilka namiarów. Zważywszy, że również zorganizował środek transportu (mój Fiat zbliża się wielkimi krokami do 120 tysięcy km przebiegu a co za tym idzie przeglądu gwarancyjnego) wyjazd zapowiadał się jak dla mnie prawie bezstresowo. Byle tylko jeszcze dopisały ptaki. A naszym celem były: trznadel białogłowy, aleksandretta większa i śnieżyca duża (dla nas obu) oraz świstunka ałtajska, łabędź czarny i gęś tybetańska („special for” Jacek 😊). Oczywiście zgodnie z moim patentem, zapakowaliśmy trzy kanistry wypełnione tanim (może jeszcze nie jak barszcz, ale mimo wszystko) paliwem i ruszyliśmy wieczorem, 11 stycznia, w kierunku Niderlandów.
Na pierwszy ogień poszedł trznadel białogłowy. Samica tego gatunku raportowana była z jednego miejsca (okolice wioski Wilhelminadorp)  od blisko miesiąca. I jak to w Holandii pomimo, że już chyba wszyscy ją widzieli, to zawsze można liczyć, że na miejscu spotka się jakiegoś ptasiarza, który dysponuje najbardziej aktualnymi informacjami. Tak też było i tym razem. Trznadla namierzamy bardzo szybko. Jest dosyć mało płochliwy. Można więc napatrzeć się do syta. I od razu rodzi się pytanie: Ile takich „innych” trznadli jest niezauważanych wśród zimujących w Polsce „naszych” emberizek ?
W takich to okolicznościach przyrody mogliśmy podziwiać samicę trznadla białogłowego. Ptaszyna była stwierdzona w tym miejscu po raz pierwszy 15.12.2015
Trznadel białogłowy (Emberiza leucocephalos) - samica ad.
Trznadel białogłowy (Emberiza leucocephalos) - samica ad.
Trznadel białogłowy (Emberiza leucocephalos) - samica ad.
Trznadel białogłowy (Emberiza leucocephalos) - samica ad.
Trznadel białogłowy (Emberiza leucocephalos) - samica ad.
Trznadel białogłowy (Emberiza leucocephalos) - samica ad.
Trznadel białogłowy (Emberiza leucocephalos) - samica ad.
Czas na selfie (1:0 dla nas) 😊

Dzień jest krótki, nie ma czasu na dłuższe rozważania. Jedziemy w kierunku Cadzand-Bad na świstunkę ałtajską, po drodze zatrzymując się na krótko koło Colijnsplaat w miejscu, gdzie dwa dni wcześniej był stwierdzony świergotek szponiasty. Wabimy odtwarzając głos. Niestety „Ryśka” NIET. Pogoda nie współgra z naszymi dobrymi nastrojami. Pochmurno, ponuro, wieje i od czasu do czasu pada. W takiej aurze docieramy do Cadzand-Bad, gdzie ma być świstunka. Jest już koło 14 a więc stosunkowo późno aby wymagać aktywności głosowej poszukiwanej. Jacek wchodzi w głąb krzewów i po chwili twierdzi, że przez ułamek sekundy widział świstunkę. Dobra, dobra – nie ma zdjęcia nie ma ptaka 😉. Wspomagamy się nagraniem. Na efekt nie trzeba długo czekać. Nie ptasi ale … ludzki. Bo oto pospiesznie podąża ku nam z dołu jakiś ptasiarz zwabiony głosem świstunki ałtajskiej 😄. Ale dzięki temu jest nas więcej. W końcu świstunka nie wytrzymuje i zaczyna być aktywna zarówno głosowo jak i ruchowo. Co za ulga, przynajmniej dla Jacka. Plan na dzień dzisiejszy wykonany. Obieramy kierunek na Amsterdam. Im bliżej miasta tym zaczyna się robić gęsto pomimo miejscami czteropasmowej autostrady. Ale przecież nam się nie spieszy. Wbijamy się w końcu w miasto. No i naprawdę trzeba bardzo ale to bardzo uważać na rowerzystów. Pada deszcz, jest ciemno a oni jeżdżą bez świateł. W pewnym momencie o mało takiego jednego bicykla nie przytarłem. Docieramy do wyszukanego przez Jacka hostelu „Anne Marie”. Jacek idzie na zwiady po czym wraca z wieścią że mamy pokój za prawie 40 „jurków”. Przystajemy na tą cenę. Co prawda odkrywamy z każdą minutą pobytu, że chyba trochę jednak cena nie idzie w parze z jakością no ale w końcu to tylko jedna noc. Nasz „apartament” nazywa się szumnie „London” i ma około …5,5 m kw. powierzchni. Piętrowe, metalowe łóżko i duża umywalka vis a vis łóżka – ot całe wyposażenie. Muszę szybko zakodować w głowie ten układ pomieszczenia bo śpię na „piętrze” a drabinki nie ma. Jeszcze tylko trzeba opłacić miejsce dla samochodu  – 3 godziny w strefie płatnego parkowania (4 € za godzinę, na szczęście godziny nocne bez opłat) – bo hotel nie dysponuje parkingiem. Nic tylko się napić. Kroczymy więc do pobliskiego marketu i niespodzianka. Napoje wyskokowe tylko do mocy 20 % . Poprzestajemy więc na butelce Bacardi o jakimś tam smaku owoców tropikalnych, tak na dobry sen.

Hostel "Annemarie" przy Brouwersstraat. Zabudowa typowa dla starego Amsterdamu. Wszak to prawie centrum miasta.
Fragment wnętrza (ale jest WiFi)
No i nasz "apartament". Głowa mała 😉
Śniadanie ale przez bardzo małe "ś"

Śniadanie do wystawnych nie należy, zresztą czego się można było spodziewać. Pakujemy się szybko i podjeżdżamy pod Vondelpark. Witają nas okrzyki papug, które przesiadują w koronach wysokich drzew. Na pewno aleksandretty, tylko jakie ? Nim jednak robi się na tyle jasno aby dostrzec szczegóły ubarwienia papugi rozlatują się po okolicy. No nic, wchodzimy do parku. Asfaltowymi alejkami sunie rzesza bicyklistów. Czuję się trochę jak intruz, bo oprócz nas nie widać innych pieszych, no może z wyjątkiem jakiegoś pojedynczego biegacza. Szukając papug rozglądamy się po koronach wysokich drzew. Szyje bolą, interesujących nas papug wiadomego gatunku nie ma, czas nieubłaganie ucieka. Kilkanaście metrów nad ziemią stoi na konarze jednego z drzew i „drze się” gęsiówka egipska. W końcu jednak następuje przełom. Oprócz śmigających aleksandret zielonych dostrzegamy trochę inaczej latające papugi. Tak, to aleksandretty większe . Chodzimy przez dłuższy czas szukając papug do lepszych ujęć. Trafiają się też i inni skrzydlaci mieszkańcy parku. Ilekroć jestem w Holandii najbardziej frapują mnie czaple siwe – osobliwe „strażniczki” kanałów – zupełnie niepłochliwe, u nas nie do pomyślenia. Ostatecznie najlepiej pokazują się nam aleksandretty większe na drzewach przy Van Eeghenlean, ulicy gdzie zapakowaliśmy nasze auto. A więc papugi które nas witały skoro świt to też były aleksandretty większe.

"Drzewołaz egipski" kilkanaście metrów nad ziemią
Aleksandretta obrożna (Psittacula krameri) przy dziupli
Czarnowron (Corvus corone)
Czapla siwa (Ardea cinerea)
Aleksandretta większa (Psittacula eupatria)

W sumie Amsterdam nie jest to jakieś ogromne miasto i dość szybko udaje nam się wyjechać na autostradę A7 wiodącą w kierunku Groningen. Wyczytałem na waarneming.nl informację, że w okolicy wsi Dijkshoek było widziane  w grudniu liczne stado śnieżyc dużych. Czy ptaki pozostały ? Okazało się, że pozostały. Stado liczy około 80 osobników i oprócz typowych, czysto białych ptaków kilka z nich to forma ciemna tzw. „Blue Goose”. Ptaki, żerujące na trawie, okazały się dość płochliwe i po chwili całe stado wzbija się w powietrze i przelatuje z głośnym „gęganiem” nad naszymi głowami.  Dokumentacja zdjęciowa zrobiona . Sposób zachowania się ptaków, ich płochliwość dodawała nam pewności, że mamy do czynienia z ptakami dzikimi. Zadowoleni z „łatwego rozprawienia się” ze śnieżycami udajemy się w kierunku granicy niemieckiej. Do zobaczenia Jacek ma jeszcze łabędzia czarnego i gęś tybetańską. Służę za przewodnika. Okazuje się jednak, że na obu znanych mi z wcześniejszego pobytu miejscówkach tych ptaków nie ma. Nie ma czasu bo kończy się dzień na poszukiwania w innych miejscach. Jacek będzie musiał złożyć ponowną wizytę w kraju tulipanów. Pewnie i mnie to też się zdarzy.  Droga powrotna przebiega z kłopotami. Jacek przechodzi jakieś ciężkie „zatrucie”.  Jakoś dochodzi do siebie po kilku godzinach. No cóż czasami takie niemiłe niespodzianki się zdarzają.

Stado gęsi śnieżnych (Anser caerulescens). Widoczne też osobniki formy ciemnej.
Zbliżenie na fragment śnieżycowego stada
Śnieżyce duże (Anser caerulescens) w locie

Okazało się jednak, że nie była to jedyna niemiła niespodzianka.  Po powrocie analiza zdjęć pokazała, że duża część śnieżyc ma metalowe obrączki, a niektóre żółte plastiki z czarnym kodem.  To samo zauważył Jacek i zadzwonił z obawami o „czystość” gatunku.  W sieci znajduje informację, że na żółto oznakowano  populację śnieżyc dużych w Niemczech, a tam ten gatunek jest uznawany jako kategoria „D”. Napisałem do mojego znajomego ptasiarza z Holandii, Thierriego Jensena. „Hi Stanislaw, these birds have a German origin and are considered to be escaped. So not tickable I’m afraid…” – odpowiedź Thierriego nie pozostawia złudzeń. Śnieżyca duża znika z mojej listy widzianych gatunków w WP .