sobota, 20 maja 2017

Majówka z iście hiszpańskim temperamentem czyli uzupełniam braki w WP

Roques de Garcia - Teneryfa

W tej wyprawie było „odrobinę” szaleństwa a może i więcej niż „odrobinę”. Wiadomo, że w trakcie wyjazdów nie zawsze widzi się wszystkie zaplanowane gatunki. Zostają więc braki, które wypadałoby uzupełnić. Dodatkowo systematyka ptasia za sprawą dużego postępu w badaniach DNA jest jak rozgrzana wulkaniczna lawa. Co chwila „coś wyrzuca” i to „coś” staje się odrębnym gatunkiem  . Tak zrodził się w mojej głowie pomysł na tą wyprawę – odwiedzić 5 z Kanaryjskich Wysp, hiszpański interior i przemierzyć Maroko od Marrakeszu po Fez z Wysokim Atlasem włącznie w czasie 12 dni !!! Stanisław style 😉. Pozostało tylko jeszcze znaleźć współtowarzyszy wyprawy. Padło na Kasię (wiadomo dlaczego 😉) no i Irka (też wiadomo dlaczego 😉).

08.05. – start w Stanisława

Dzisiaj moje imieniny. Można powiedzieć, że wyjazd zaczął się pechowo bo dosłownie w przeddzień wylotu padł mi mój Canon. W drodze na pyrzowickie lotnisko zahaczyliśmy o Radka Gwoździa, który pożyczył mi swojego kompacta. Dobre i to. Dalej wszystko potoczyło się już gładko i późnym popołudniem wylądowaliśmy na Teneryfie (lotnisko południowe). Stamtąd autobusem linii 111 docieramy do stolicy wyspy Santa Cruz. Z dworca autobusowego do Pensjonatu „Milema” mały spacerek. Niestety cały czas pod górkę. Na szczęście mamy tylko jeden główny bagaż !!! To był mój pomysł na oszczędności no i co najważniejsze „wypalił” . Wychodzimy na miasto na jakieś drobne zakupu i już kilkadziesiąt metrów od naszego pensjonatu, przy ruchliwej Av. de Benito Perez Armas,  mamy świstunkę kanaryjską Phylloscopus canarensis. Terytorialny samiec jest tak „nabuzowany’, że na odtwarzany głos z telefonu dosłownie chce usiąść mi na głowie. Dalej w Parque de La Granja słyszymy kolejną świstunkę a po trawnikach buszują kosy Turdus merula cabrerae. Zaczyna się ściemniać więc pozostaje nam tylko nasłuchiwać. W drodze powrotnej słyszymy śpiewającego rudzika Erithacus rubecula superbus. To był lekki rozruch.

09.05. – La Palma na pierwszy ogień

To był ważny moment tej wyprawy bo cały misternie ułożony plan na Wyspy Kanaryjskie mógł zostać „położony”. Nie zaspać !!! Udało się. Wędrujemy „z górki” na dworzec autobusowy. Pierwszym autobusem linii 104 podjeżdżamy na lotnisko Tenerife Norte. Lecimy na La Palmę. Na tej niewielkiej wysepce spędzić mamy około 10 godzin. Na lotnisku z firmy „CICAR” (nie obciążają karty) pobieramy landrynkowego Seata Ibizę i jazda w górę. Jedziemy cały czas drogą LP-1.


Lecimy na La Palmę
Na kolorowo 😀

Zaraz po minięciu La Galga (miejsce turystyczne, duży parking) wjeżdżamy w tunel po wyjeździe z którego znajduje się zatoka parkingowa, gdzie trzeba się zatrzymać (28.770009, -17.770390). Tą miejscówkę wskazał mi Rami Mizrachi. Krótki odcinek drogi stanowi w zasadzie most nad głęboką doliną łączący dwa tunele. Tutaj mamy zobaczyć oba gatunki endemicznych gołębi. I rzeczywiście są. Jako pierwszy pojawia się gołąb laurowy Columba junoniae. Pokazuje się przelatując co jakiś czas a to pomiędzy ścianami wąwozu a to wzdłuż doliny. Drugi z gołębi, na którym mi najbardziej zależało, gołąb kanaryjski Columba bollii był bardziej skryty, za to jednak widzieliśmy go z bardzo bliska. Poszło i łatwo i szybko. Na nieuczęszczanej, starej drodze o południowej wystawie (28.770934, -17.769982), można było spotkać wygrzewające się kanaryjki niebieskoplame Gallotia galloti z podgatunku palmae – duże jaszczurki z rodziny jaszczurek właściwych Lacertidae oraz gekony murowe Tarentola mauritanica. Po drugiej stronie lokalizuję prawdopodobnie, sądząc po zachowaniu dorosłego ptaka, czynne gniazdo mysikrólika Regulus regulus ellenthalerae.


Piękny, dziki wąwóz porośnięty wawrzynowym lasem. Tu muszą być endemiczne gołębie
Właśnie jego mi brakowało. Gołąb kanaryjski (Columba bollii)
A to drugi z endemicznych gołębi – gołąb laurowy (Columba junoniae)
Kanaryjka niebieskoplama (Gallotia galloti palmae) – samiec
Gekon murowy (Tarentola mauritanica)
Mysikrólik (Regulus regulus ellenthalerae)

Kolejnym punktem na La Palmie jest Los Tilos, prastary las laurowy. Tutaj mamy zobaczyć  podgatunek modraszki kanaryjskiej Cyanistes teneriffae palmensis. Wieść gminna niesie, że wszystkie podgatunki modraszek z Wysp Kanaryjskich mają stać się gatunkami. Stąd duży nacisk podczas tej części całej wyprawy położyłem na skompletowanie modraszkowej listy. W Los Sauces odbijamy na drogę LP105, którą dojeżdżamy do  głębokiego wąwozu Barranco del Aqua. Parkujemy auto na jeszcze pustym parkingu. Od razu przy nas pojawiają się zięby Fringilla coelebs palmae i kosy Turdus merula cabrerae. Mniej odważne są rudziki Erithacus rubecula rubecula. Wsłuchujemy się w odgłosy lasu ale póki co modraszek nie słyszymy. No cóż trzeba iść na spacer. Podchodzimy kilkaset metrów do Centrum Edukacyjnego mijając restaurację ze stołami na zewnątrz. Może gdzieś tutaj modraszki przylatują podjadać to co zostawią ludzie ? Może.  Miejsce w którym jesteśmy jest ponoć turystycznie bardzo atrakcyjne. Są tutaj jakieś wodospady, tunele w skałach, punkty widokowe (tego niestety z braku czasu nie zobaczymy). Musi wystarczyć nam krótki spacer po „zaklętym lesie” z gigantycznymi paprociami. W tym terenie można również zobaczyć oba gatunki endemicznych gołębi. Modraszki Cyanistes teneriffae palmensis w liczbie 2 os. spotykamy wreszcie w drodze powrotnej, w zadrzewieniach przy korycie potoku (28.789581, -17.801467) kiedy wydawało się, że z mój „modraszkowy plan” już pierwszego dnia weźmie w łeb. Nie mogły mi oszczędzić zbędnych nerwów ? Przecież kilkadziesiąt minut wcześniej przechodziliśmy dokładnie tędy idąc pod górę.  No to teraz mogę śmiało odtrąbić sukces dnia pierwszego. Wszystko co było zaplanowane zostało zaliczone 😀.
Opuszczamy La Palmę. Podobno nazywają ją też Wyspą Piękną  – „la isla bonita”.  Dla mnie była to kolejna wyspa na „Kanarach”, którą odwiedziłem. Każda z nich to inna bajka i każda była dla mnie bonita. Wieczorem lądujemy na Teneryfie, wypożyczamy auto. Tym razem w normalnym kolorze. Jutro zapowiada się kolejny dzień pełen wrażeń. Ruszamy na podbój Teneryfy.


Kos (Turdus merula cabrerae)
Zięba (Fringilla coelebs palmae)

10.05.2017 – wokół wielkiej góry

Ogromny Teide (coby nie było te 3 718 m n.p.m) góruje nad Teneryfą a jego otoczenie, w niektórych miejscach przypomina iście księżycowy krajobraz. Pomimo tej surowości jest tu niezwykle barwnie. Nie tylko za sprawą kwitnących roślin. Dojeżdżamy w rejon Teide drogą TF24. Jakże malowniczą. Achom i ochom nad pięknem natury mogłoby nie być końca ale w zbiorniku paliwa powoli zaczyna się robić sucho. Trochę zawaliłem jako kierowca. Okolica to pustkowie. Nie ma żartów, trzeba zjechać w dół do La Orotava. Przy okazji robimy zakupy nie tylko spożywcze. Kasia odwiedza „fabrykę cudów” z aloesu.


Pico del Teide z drogi TF-24
Pico del Teide coraz bliżej
I jeszcze raz Pico del Teide. Póki co „śpi”

Wracamy ponownie pod wulkan po drodze zatrzymując się na chwilę przy Mirador Piedra la Rosa, gdzie ogląda się „kamienną różę”, skalną strukturę powstałą w procesie schładzania lawy. Coś dla geologów. Wracamy do pięknych krajobrazów wulkanicznych równin w kalderze Pico del Teide zwanych cañadas. Ptasio w tym rejonie nie mamy zbyt wiele do zobaczenia. Obiecuję załodze dzierzbę śródziemnomorską Lanius meridionalis z podgatunku koenigi. Długo tej obietnicy nie mogłem spełnić aż w końcu przy dojeździe do Parador de Cañadas del Teide (28.225940, -16.628277) mamy 1 os.


Piedra la Rosa. Coś dla geologów
Minas de San Jose
Minas de San Jose
Montana Blanca Sendero

Zjeżdżamy w dół w kierunku Vilaflor drogą TF21 przy której znajduje się  duży teren piknikowy Las Lajas (28.191343, -16.665410). Znana wśród ptasiarzy miejscówka na gatunki leśne. Rzeczywiście bez trudu odnajdujemy tutaj zięby kanaryjskie Fringilla teydea, dzięcioła dużego Dendrocopos major canarensis czy mysikrólika Regulus regulus teneriffae.


Mysikrólik (Regulus regulus teneriffae) czyżby niebawem (Regulus teneriffae) ?

No ale dosyć już tych górskich krajobrazów. Zjeżdżamy na zachodnie wybrzeże. W planach mamy przecież jeszcze dzisiaj rejs na El Hierro. Póki co jedziemy szukać cukrówki Streptopelia roseogrisea. Temat dość trudny. Jedni twierdzą, że spotykane na Teneryfie cukrówki nie są „czyste” inni zaliczają sobie ten gatunek. I bądź tu mądry.  Najpierw jednak trzeba cukrówki odnaleźć. Na początek jedziemy do mariny Puerta Colon w Costa Adeje. Mamy tutaj odzywającego się nietypowo gołębia w typie sierpówki ale spłoszony znika nam z pola widzenia i już go nie odnajdujemy. Oczywiście „nasze” sierpówki Streptopelia decaocto są tutaj obecne. Wróble śródziemnomorskie Passer hispaniolensis też. Jedziemy na druga miejscówkę do Puerto de Santiago.  No i tutaj szczęście nam dopisuje. Na osiedlowym skwerze (28.234714, -16.840502) odnajdujemy ptaka, który jest inny nie tylko wokalnie od naszej sierpówki, ale również i wyglądem od niej wydaje się różnić. Jest bardziej delikatny, mniejszy, z różowym nalotem na piersi. Trzeba będzie to jeszcze skonsultować. Póki co pędzimy do przystani promowej w Los Cristianos. Trzeba kupić bilety no i jak starczy czasu poszperać za konurą czarnogłową Aratinga nenday.


Marina Puerta Colon w Costa Adeje. Trochę luksusu. Na horyzoncie Gomera.
Czy to jest cukrówka (Streptopelia roseogrisea) ?
Czy to jest „czysta” cukrówka (Streptopelia roseogrisea) ? Bo na pewno nie jest to „czysta” sierpówka (Streptopelia decaocto)
I bądź tu mądry

W porcie promowym załatwiamy sprawy biletowe sprawnie i szybko. Mamy godzinę na odszukanie papug. Konury czarnogłowe, jak przystało na papugi, najpierw usłyszeliśmy z zadrzewień przy Av. la Habana. Idąc za  odgłosami dotarliśmy do niskich zadrzewień przy Paseo Piconera (28.054555, -16.727033), gdzie kilka konur żerując na drzewach i na ziemi dało się już obserwować z bardzo bliska.


Konura czarnogłowa (Aratinga nenday)

Płyniemy na El Hierro, najdalej na zachód wysuniętą i jednocześnie najmniej znaną wyspę archipelagu. Dawno, dawno temu Ptolemeusz wyznaczył na jej zachodnim krańcu południk zerowy, za którym ocean wpadać miał w ogromną przepaść pociągając za sobą wszelkie statki. Jest już późne popołudnie więc kilkaset metrów od brzegów Teneryfy bez trudu obserwujemy gromadzące się przed nocnymi odwiedzinami lądu burzyki duże Calonectris borealis. Na El Hierro docieramy nocą. Ostatkiem sił pokonuję w mgle (a może przebijam się przez niskie chmury) i deszczu górskie serpentyny. Załoga mi się pospała.  Docieramy w końcu do La Lania. Śpimy w aucie.

11.05.2017 – El Hierro czyli dawna Wyspa Południka

Niestety spanie w aucie do wygodnych nie należy więc co było do przewidzenia budzimy się o brzasku. Pogoda nas dzisiaj nie rozpieści. Wieje, pada i jest zimno. Rudzik Erithacus rubecula rubecula jest pierwszym ptakiem którego słyszymy. W zatoce parkingowej, niczym duch, zjawia się mało płochliwy kruk Corvus corax. Przyleciał sobie na śniadanko. Pora jednak wejść w las w poszukiwaniu modraszki kanaryjskiej Cyanistes teneriffae ombriosus i zięby Fringilla coelebs ombrosus. O ile z tą drugą nie ma problemów o tyle modraszki póki co nie ma.
No nie jest dobrze bo na wyspie mamy zaplanowany pobyt jedynie do 13.00. Zjeżdżamy w dół do Frontery na jakąś kawę. Po drodze przed pierwszymi budynkami napotykamy kuropatwy berberyjskie Alectoris barbara. Pokrzepieni ciepłym napojem ponownie wchodzimy w las wawrzynowy przy La Lania. Modraszki nie ma. Zajeżdżamy jeszcze na duże miejsce piknikowe Hoya del Morcillo w otoczeniu pięknych, starych sosen. Tutaj też modraszek nie ma.  Pogoda się znacznie poprawiła. Wracamy ponownie do La Lania. Do trzech razy sztuka. Te modraszki mnie wykończą. JEST! I chyba ma gdzieś gniazdo, bo jest mocno zaniepokojona (27.735470, -17.996753) . Co za ulga.
Jak zwykle pozostaje niedosyt. Chętnie pobylibyśmy trochę dłużej na tej „nieznanej wysepce” no ale mówi się trudno. Może kiedyś ? Wracamy do ciepłych klimatów. Po południu jesteśmy ponownie na Teneryfie. Jeszcze dzisiaj przemieścimy się na Gran Canarię, ale póki co trzeba znaleźć świergotka kanaryjskiego Anthus berthelotii. No i się udaje. Załoga się cieszy, cieszę się i ja. Wieczorem lądujemy na kolejnej, nowej dla mnie wyspie. Dzisiaj śpimy wygodnie.


Las wawrzynolistny (laurowy) we mgle robi niesamowite wrażenie
Las wawrzynolistny – relikt z epoki trzeciorzędu
Kruk (Corvus corax) w tej scenerii wyglądał dość złowieszczo
Zięba (Fringilla coelebs ombrosus)
Samiec modraszki kanaryjskiej (Cyanistes teneriffae ombriosus)
Świergotek kanaryjski (Anthus berthelotii)

12.05.2017 – szukamy zięby z Gran Canarii

No tak ale gdzie to wczoraj zaparkowaliśmy nasze auto ? Znajdujemy w końcu właściwy, podziemny parking. Znowu pod górkę. Jedziemy w kierunku wulkanu Pico de las Nieves – centralnego punktu wyspy. Lasy sosnowe w tej części wyspy stanową miejsce występowania zięby z Gran Canarii Fringilla polatzeki, niedawno wydzielonego gatunku z zięby kanaryjskiej Fringilla teydea. Docieramy do obszaru rekreacyjnego Llanos de la Pez. Tablice edukacyjne informują o programie „Life Pinzon” i jego celach. Fajnie, ale wolelibyśmy zobaczyć tą ziębę na żywo. Póki co obserwujemy modraszkę kanaryjską z podgatunku hedwigae. Są też zięby Fringilla coelebs canariensis. Chodzimy, wabimy – nic. Przenosimy się na inną, pobliską miejscówkę. Idziemy przez sosnowy las, częściowo korytem wyschniętego potoku, w kierunku Refugio Diaz Bertrana. Radek Gwóźdź miał w tym miejscu w styczniu 2017 poszukiwaną przez nas ziębę (27.961316, -15.584835). Niestety porażka. 


Gdzieś w drodze ku Pico de las Nieves
Program Life Pinzon. Zięba z Gran Canarii póki co na tablicy
Modraszka kanaryjska (Cyanistes teneriffae hedwigae)
Okolice Refugio Diaz Bertrana


Zmieniamy lokalizację i przemieszczamy się w kierunku masywu Inagua. To podobno główne miejsce występowania zięby z Gran Canarii.  Docieramy do wioski El Juncal. Tutaj kończy się asfalt. Dalej już stromo pod górę po gruntowej, kamienistej drodze raczej z przeznaczeniem dla pojazdów 4×4. Po minach i komentarzach załogi widać i słychać niepokój oraz obawy, że nie damy rady itd. itp. Muszę ustąpić. Dalej podchodzimy pieszo, choć wydaje mi się po tym co widzę, że dalibyśmy radę podjechać. W końcu, koło jakichś zabudowań teren się wypłaszcza. Wokół, jak okiem sięgnąć, na stokach prześwietlone sośniny. Piękne krajobrazy ale endemicznej zięby z Gran Canarii nie odnajdujemy. Chyba popełniłem błąd w organizacji wyjazdu przewidując zbyt mało czasu na Gran Canarii. Trzeba się pogodzić z porażką bo czas biegnie nieubłaganie no i trzeba już wracać na wybrzeże. Niestety nie będzie  też czasu na zobaczenie sławnych wydm koło Maspalomas. Pogoda diametralnie się zmieniła, wracamy w deszczu i we mgle. Na niektórych odcinkach zastanawiam się co zrobię jak będzie jechało coś pod górę i  trzeba się będzie minąć. Na szczęście nikt się nie wybrał. Na Gran Canarię trzeba będzie kiedyś wrócić. Wieczorem jesteśmy już na Fuerteventurze. Docieramy do Tindaya. Śpimy w aucie. Jutro szukamy hubary saharyjskiej Chlamydotis undulata fuertaventurae.

Krajobrazy gór Inagua
Krajobrazy górskie Inagua
Lasy sosnowe w górach Inagua to główne miejsce występowania zięby z Gran Canarii (Fringilla polatzeki)

13.05.2017 – przez pustkowia Fuerteventury

Za  Świętą Górą Tindaya (Montaña de Tindaya, 401 m n.p.m) niebo powoli zaczyna jaśnieć. Głośne pogwizdywanie „kjur-ii, kjur-ii” docierające do naszych uszu z pobliża jest pierwszą oznaką wstającego dnia. To kulon Burhinus oedicnemus insularum zaznacza swoją obecność w rewirze.  Czas i na nas – „wstawaj szkoda dnia”. Lekki rozruch starych kości po nocy spędzonej w samochodzie i ruszamy przed siebie szukając hubary saharyjskiej. Efektowne toki hubar się skończyły więc wypatrzeć je będzie już znacznie trudniej. Prędkość patrolowa i skanujemy lornetkami otaczające nas pustkowie Jesteśmy czujni o czym świadczy nie tylko obserwacja góropatw berberyjskich ale i rączaków Cursorius cursor cursor. Póki co hubary w terenie jednak nie odnajdujemy. Zjeżdżam z głównej drogi. Załoga przypomina mi, że nie siedzę za kierownicą jeepa 😉.


Pustkowie w okolicach Tindaya
Na północ od Tindaya rozciąga się królestwo hubary saharyjskiej
Góropatwy berberyjskie (Alectoris barbara) – fot. Irek Woźniak
Rączak (Cursorius cursor cursor)
Dojeżdżamy do jakichś ruin. No tak, dalej już się nie przebijemy. Mamy za to rodzinkę dzierzb śródziemnomorskich. Wracamy na główną drogę. Pojedyncza hubara saharyjska pojawia się jak duch, w zupełnie nieoczekiwanym momencie, kilkadziesiąt metrów przed naszym autem. Niczym „wiejski drób” przechodzi drogę. Mamy wrażenie, że zupełnie ma nas „gdzieś”. „Rzucając pod nosem mięsem” utyskuje na brak porządnego sprzętu do fotografowania (nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni podczas tego wyjazdu). Skracamy dystans do hubary na kilkanaście metrów. Dopiero nadjeżdżający szybko z przeciwka samochód sprawia, że powolutku odchodzi ona w głąb pustyni. Super obserwacja, wszyscy zachwyceni.

Istotnie to nie 4×4. Trzeba zachować rozsądek (fot. Irek Woźniak)
Dzierzba śródziemnomorska (Lanius meridionalis koenigi)
Hubara saharyjska (Chlamydotis undulata fuerteventurae)
I jeszcze raz hubara saharyjska (Chlamydotis undulata fuerteventurae)
Podobno na Fuerteventurze jest więcej kóz niż ludzi. Ta, sztuczna, z ronda w Tindaya, przypomina, że Fuerta słynie z kozich serów Queso Majorero

W barze „Gonzales” spijamy niedzielną kawę i opuszczamy okolice Tindaya. Jedziemy szukać endemicznej kląskawki kanaryjskiej  Saxicola dacotiae. Pustynna Fuerteventura pokazuje krajobrazową różnorodność „Kanarów”. Nie ma tutaj strzelistych szczytów a góry z którymi będę się musiał zmierzyć siedząc za kierownicą, w porównaniu z tymi na innych wyspach, to  „niewielkie” pagórki, w różnym odcieniu ochry, co jakiś czas poprzecinane głębokimi, zielonymi o tej porze, wąwozami na końcu których bielą się zabudowania niewielkich miasteczek czy wiosek.  Nasza wrażliwość na piękne krajobrazy nie pozwala nam zignorować mijane punkty widokowe. Przy Mirador de Morro Velosa zwracają naszą uwagę dwie statuy. A cóż to ? Okazuje się, że przedstawiają one Guise i Ayose, średniowiecznych władców dwóch królestw, które istniały na wyspie przed przybyciem i podbojem jej przez Normanów w 1402 roku. Posągi mają stać w miejscu, gdzie przebiegała granica między oboma królestwami. Pora jednak wracać do teraźniejszości. Z ptaków nie odnotowujemy w tym miejscu jakichś nowości. Zjeżdżamy więc do Betancurii, dawnej stolicy wyspy. Udaje nam się namierzyć terytorialnego samca modraszki kanaryjskiej z podgatunku degener (28.424998, -14.056228). Tak więc modraszki mamy skompletowane. Czy wyodrębnione zostaną w końcu jako nowe gatunki ? Czas pokaże. Docieramy do kolejnego punktu widokowego Mirador Las Peñitas. Dwa kruki, zupełnie nie bojące się ludzi, „pilnują” utrzymania czystości w dużej zatoce parkingowej, tzn. coś komuś wypadnie (oczywiście z rzeczy jadalnych) natychmiast jest wchłaniane przez czarne stwory. Kruki mają też i konkurencję. Sprytne berberyjki marokańskie Atlantoxerus getulus, zwane też pręgowcami berberyjskimi, czyli … wiewióry zawleczone tutaj z Afryki. Odnotowujemy też i ornitologiczny sukces. Załoga zalicza w tym miejscu kląskawkę kanaryjską !


Dwaj królowie: Guise i Ayose – (fot. Irek Woźniak)
Betancuria, dawna stolica wyspy (fot. Irek Woźniak)
Krajobraz z Mirador Las Peñitas
Widok z Mirador de las Peñitas. W dole zbiornik Presa de las Peñitas
Berberyjka marokańska (Atlantoxerus getulus) – fot. Irek Woźniak
Panorama z Mirador del Risco de Las Peñas
Panorama z Mirador del Risco de Las Peñas

Zjeżdżamy w dół zatrzymując się nie bez przyczyny w miasteczku Pàraja. A tą przyczyną był samiec wróbla cytrynowego Passer luteus obserwowany tu od grudnia zeszłego roku. Ba nawet budujący gniazdo ! Co prawda wśród hiszpańskich znawców ptasiego świata trwa spór czy to pojaw naturalny czy też nie wiadomo jaki (wszak to gatunek z obszaru Sahelu) tym niemniej, jak tu już jesteśmy, warto byłoby tego wróbelka zobaczyć. Natrafiamy na kolonię hałaśliwego wróbla śródziemnomorskiego wśród zadrzewień skweru przy restauracji „Ca Guayarmina”. To miało być gdzieś tutaj. Niestety nie powiodło się. Na dłuższe poszukiwania nie mamy czasu. Ale nie ma tego złego… Będzie pretekst do kolejnej wyprawy na Saharę Zachodnią. Na koniec trafia nam się rodzina modraszek kanaryjskich.


Modraszka kanaryjska (Cyanistes teneriffae degener) – ten podgatunek wyróżnia się białym paskiem na skrzydłach
Modraszka kanaryjska (Cyanistes teneriffae degener) – młody

Żegnamy Fuertę znajdując jeszcze pół godzinki na zamoczenie nóg w Atlantyku. W zasadzie kończymy naszą przygodę z Wyspami Kanaryjskimi. Jeszcze tylko powrót na Gran Canarię i już wieczorem meldujemy się w Madrycie. Trochę jesteśmy spóźnieni ale Pan z wypożyczalni Centauro (uwaga! nie mają siedziby na lotnisku i z tym wiążą się pewne drobne problemy) czuwa nad tym aby jednak zarobić. Zaczynamy drugi etap naszej „majówki”.


14/15.05.2017 – OLE !!!


Wraz ze wstającym słońcem wjeżdżamy do Monfraqüe – krainy sępów. Rzeczywiście, jeszcze chyba dobrze się nie obudziliśmy a już, w takiej zupełnie nie sępiej scenerii, mamy możność oglądania obu gatunków.


Wjeżdżamy do krainy sępów
Jesteśmy w Hiszpanii więc byk musi być. OLE ! (fot. Irek Woźniak)
Hiszpania to też dęby korkowe (fot. Kasia Mikicińska)
Na dzień dobry oba sępy. Z lewej – sęp kasztanowaty (Aegypius monachus), z prawej – dwa sępy płowe (Gyps fulvus)

Na obszarze Parku Narodowego Monfragüe rzeka Tag przyjmuje wody innej dużej rzeki – Tiètar. Wody obu, przez miliony lat, pracowały mozolnie nad strukturą górotworu w wyniku czego powstały wychodnie skalne stanowiące dogodne miejsca lęgowe m.in. dla sępów płowych Gyps fulvus. Na całym obszarze parku narodowego gniazduje 500 - 600 par sępów płowych i około 250 – 280 par sępów kasztanowatych. Te liczby robią wrażenie. Pierwszym miejscem naszego postoju jest Mirador Portilla del Tiètar. Tu, według obserwacji innych ptasiarzy, często pojawia się orzeł iberyjski Aquila adalbertii, który ma mieć w pobliżu swoje gniazdo. Ale skała to przede wszystkim kolonia lęgowa sępów płowych. W ich gniazdach można dostrzec pisklęta. Im bliżej godzin południowych tym coraz więcej sępów krąży nad naszymi głowami.


Sep płowy (Gyps fulvus) ochrania pisklaka przed promieniami słońca
Sęp płowy (Gyps fulvus) przy gnieździe
Gadożer (Circaetus gallicus)

Z mniejszych pierzastych istot tuż przy nas śpiewa głuszek Emberiza cia, a w gęstych krzewach myszkuje pokrzewka okularowa Sylvia conspicillata. Jaskółki skalne Ptyonoprogne rupestris kręcą się przy wnękach wychodni, pewnie mają tam swoje miejsca lęgowe. Kilka godzin czekania aż w końcu zza grzbietu wyłania się ON ! ORZEŁ IBERYJSKI !!! Załoga gdzieś się porozłaziła i orła póki co nie zobaczyła. Nawet cienia. Najbardziej przeżywa to Irek. A tyle się nagadałem – „trzeba być cierpliwym”. W końcu ruszamy się dalej, rozglądając się za „władcą iberyjskiego nieba”. Przecież w takim siedlisku musi gniazdować więcej niż jedna para ! W ten sposób dojeżdżamy do Plasencii. Zgłodniali kupujemy jakieś pyszności i wracamy do sępów. Docieramy do kolejnego znanego miejsca. To Salto del Gitano. Nad nami górują ruiny zamku Monfragüe. Rozglądamy się za jerzykiem widłosternym Apus caffer. To jedno z niewielu miejsc gniazdowania tego gatunku w WestPalu. Niestety widzimy tylko „nasze”. Na skałach za to jest gniazdo bociana czarnego Ciconia nigra a jakaś para ptasiarzy w lunecie pokazuje nam sokoła wędrownego Falco peregrinus. Zjeżdżamy do Torrejón el Rubio. Śpimy wygodnie. 


Bocian czarny (Ciconia nigra) na półce skalnej Salto del Gitano - fot. Irek Woźniak
*****
Rano podchodzimy pod ruiny zamku Monfraqüe. JEST! JEST! JEST! Jerzyki widłosterne, 3 może 4 osobniki, jak to jerzyki, śmigają wokół ruin co jakiś czas wlatując do wnętrza tzw. wieży hołdu. Mają tam gniazda ? Irek jak zwykle, gdzieś polazł własnymi ścieżkami. Kiedy dochodzi do nas, jerzyki już sobie gdzieś poleciały. Na szczęście po kilku minutach pojawiają się znowu. Irkowi ulżyło. Z zaliczeniem gatunku poszło więc szybko i sprawnie. Możemy teraz nasycić oczy piękną panoramą Monfraqüe.

Wieża hołdu – ulubione miejsce jerzyków widłosternych (Apus caffer)
Widok na rzekę Tag z zamkowego wzgórza
Widok z zamkowego wzgórza na P.N. Monfraque

Wracamy też na miejsce wczorajszej obserwacji orła iberyjskiego. Irek może mówić o szczęściu. Orzeł iberyjski pojawia się podobnie jak wczoraj.  No to możemy na spokojnie obrać kierunek na Madryt. Przebijamy się pasmo Sierra de Gredos i  zatrzymujemy się w mieście Św. Teresy – Avilli. Pięknie zachowane mury obronne robią wrażenie. Dojeżdżamy do Madrytu. Są pewne problemy z dogadaniem się z obsługą wypożyczalni. Podobnie jak przy pobraniu auta muszę nim jechać do siedziby biura po czym zostaje odwieziony na lotnisko. Czas na Afrykę.


Orzeł iberyjski (Aquila adalberti) – (fot. Irek Woźniak)
Wiosenny koloryt Sierra de Gredos
Avilla – stare miasto otoczone murami obronnymi

16.05.2017 – w Wysokim Atlasie


Niby to tylko rzut kamieniem od Europy ale dla kogoś kto pierwszy raz staje na marokańskiej ziemi musi czuć się jakby „dostał obuchem w głowę”. To jest zupełnie inny świat. Bacznie przyglądam się Kasi i Irkowi. To ich debiut w północnej Afryce. Widać na ich twarzach  trochę przerażenia, niedowierzania czyli „dostali obuchem w głowę” 😉. Spokojnie to dopiero początek. Nocna jazda przez Maroko to duże wyzwanie. Oczy prawie „wychodzą mi z orbit”. W ciemnościach nagle pojawiają się zwierzęta domowe, jakieś dziwne konstrukcje na kołach ciągnione przez osły czy muły, nieoświetleni rowerzyści, motorowerzyści, samochody i na dodatek co jakiś czas czmychający przez drogę pieszy w ciemnej dżelabie. W środku nocy docieramy do Oukaimeden. Na świt czekamy w aucie. Jest zimno, ale to nie dziwi, jesteśmy przecież w Wysokim Atlasie. Dzień zapowiada się pięknie. Bezchmurne niebo. Z każdą chwilą robi się cieplej. No i są ptaki. Wieszczki Pyrrhocorax graculus, wrończyki Pyrrhocorax pyrrhocorax barbarus, pleszka algierska Phoenicurus moussieri, wróble skalne Petronia petronia barbara, górniczki Eremphila alpestris atlas, białorzytki żałobne Oenanthe leucura, a to wszystko wśród budzącej się do życia wioski. Mam coś i dla siebie – białorzytkę czarnogardłą Oenanthe oenanthe seebohmi, uważaną przez niektórych systematyków jako odrębny gatunek.


W oddali ośnieżony masyw Toubkala
Pleszka algierska (Phoenicurus moussieri)
Białorzytka czarnogardła (Oenanthe oenanthe seebohmi) a może (Oenanthe seebohmi) ?
Wrończyk alpejski (Pyrrhocorax pyrrhocorax barbarus)
Górniczek (Eremphila alpestris atlas) – fot. Irek Woźniak

Patrzę na wioskę z perspektywy ostatniej mojej wizyty tutaj. Praktycznie nic się nie zmieniło, no może poza osobami, które próbują nakłonić nas na zakup minerałów czy „biżuterii”. Po pierwszym „przeczesaniu” okolicy czas na tradycyjnego tadżina.


Flora okolic Oukaimeden. Kwiaty, jak zawsze, dodają kolorytu
Dobry tadżin wcale nie jest zły 😉
Lepianki pasterskie wokół Oukameiden

Zjeżdżamy w dół. Przed nami prawie 500 km do obszaru występowania muchołówki atlasowej Ficedula speculigera. Z każdym kwadransem temperatura na zewnątrz wzrasta. Robi się koszmarnie gorąco, wieje od Sahary. W aucie nie mamy klimy. Będzie to droga przez mękę. Oczywiście zatrzymujemy się co jakiś czas rozglądając się za ptakami, podziwiając jakieś krajobrazy czy „lokalne zwyczaje” ale jednak widać, że „uchodzi z nas powietrze”.


„Cepelia” przy drodze to typowy obrazek pod Wysokim Atlasem
Nóżka maluszka  😊 – fot. Irek Woźniak

Bydlęcy „piętrus”– fot. Kasia Mikicińska


17.05.2017 – w okolicach Ifrane


W każdej dłuższej wyprawie na każdego uczestnika, bez wyjątku, czyha „psychiczny dołek”. Jest to tylko kwestia czasu kiedy go dopadnie a z przyczyn można stworzyć cały katalog. Największym nieszczęściem jest, kiedy taki „dołek” dopada wszystkich mniej więcej w tym samym czasie. Niestety to nam się przytrafiło. Upłynęło trochę czasu zanim złe emocje i te zewnętrzne i te wewnętrzne zostały wyciszone i wszystko wróciło do normy. Po ciężkim dniu i jeszcze cięższej nocy dotarliśmy w końcu w lesiste obszary Średniego Atlasu. Zatrzymujemy się w miejscu, gdzie tylko jest możliwe zjechanie z głównej drogi (N8) bez szkody dla pojazdu no i po chwili mamy „tick” (33.488, -5.148). Śpiewający samiec muchołówki atlasowej. Po krótkim spacerze po lesie odkrywamy jeszcze kilka rewirów samców tego gatunku można więc stwierdzić, że zobaczenie tutaj muchołówki atlasowej  nie jest problemem. Irkowi, jako bonus, trafia się dzięcioł algierski Picus vaillantii. Odnotowujemy jeszcze w tym miejscu dwie kraski Coracias garrulus oraz muchołówkę szarą Muscicapa striata.  Jedziemy jeszcze kawałek dalej, do Ifrane, niewielkiego miasteczka, (podobno) o dużych aspiracjach do miana zimowego kurortu narciarskiego (taka „marokańska Szwajcaria”) czego nie możemy oczywiście naocznie potwierdzić w maju. Na pewno, przynajmniej tak na pierwszy rzut oka, Ifrane sprawia wrażenie takiego bardziej europejskiego miasteczka. Wyróżnia się na tle innych, mijanych po drodze miast, zadbanymi budynkami (widać wyłożoną gotówkę), infrastrukturą drogową czy obszarami urządzonej zieleni. Na pewno jest i czyściej, przynajmniej w ścisłym centrum. Zatrzymujemy się przy Lac Zerouka, na północ od miasteczka. Opłacało się bo na zbiorniku pływają oprócz „naszych” łysek Fulica atra, łyski czubate Fulica cristata


Lasy pomiędzy Azrou a Ifrane to miejsce występowania m.in. muchołówki atlasowej i dzięcioła algierskiego
Muchołówka atlasowa (Ficedula speculigera) – jest „tick” 👍
Maroccan rock lizard (Scelarcis perspicillata pellegrini) – fot. Irek Woźniak
Łyska czubata (Fulica cristata) na Lac Zerouka – fot. Irek Woźniak

Wracamy w kierunku Marrakeszu. Za kierownicę siada Kasia. Początkowo bacznie obserwuję jej poczynania bo marokańskie drogi, nie tylko nocą ale i za dnia, to duże wyzwanie. Dziewczyna jednak daje sobie doskonale radę dzięki czemu mogę się kimnąć. Te minione godziny dały nam jednak nieźle w kość. Jesteśmy wykończeni. W Béni Mellal znajdujemy hotel. Pani w recepcji nie kuma po angielsku, co nie dziwi w rejonach nieturystycznych. Ponieważ nie mamy dirhamów (płatność tylko lokalną walutą) wybieramy się z Kasią w poszukiwaniu kantoru albo banku. No i o dziwo, tego się nie spodziewałem. Pomimo, że w mieście wieczorną porą toczy się normalne, intensywne życie, wymiany pieniędzy nie da się nigdzie zrobić. Nawet u jakiegoś „cinkciarza”. Takich panów po prostu nie napotkaliśmy a wszystkie legalne podmioty już pozamykane. Moje zdobyte dotychczas doświadczenia w tym temacie były zupełnie inne. Próbujemy jeszcze w jakimś hotelu ale … pan nakrzyczał na nas coś po arabsku (a może to tylko taka nietypowa ekspresja werbalna). Spróbujemy z rana.


18.05.2017 – w labiryncie mediny


Odsłaniamy ciężkie zasłony w hotelowym pokoju. Słońce już ostro daje po oczach. Okazuje się, że mieszkamy na ostatnim piętrze i budynek „opanowany” jest przez jerzyki blade Apus pallidus ale są też … jerzyki małe Apus affinis ! Dzisiaj już bez trudu wymieniamy pieniądze. Zmierzamy do Marrakeszu. Irek i Kasia koniecznie muszą zobaczyć sławną medinę. Mediny nie da się chyba w żaden sposób opisać. Tych barw, zapachów, dźwięków … To trzeba zobaczyć na własne oczy. I tego „co gały widziały” raczej się nie zapomni. Poruszanie się po medinie wymaga dobrej orientacji a nawet mając nawigację można się pogubić i trafić w labirynt uliczek w tej części starego miasta, która przeznaczona jest tylko dla muzułmanów. To właśnie nam się trafiło i to właśnie wtedy, kiedy już zamierzaliśmy opuścić mury starego miasta. Oczywiście widząc nasze zagubienie zaraz znalazł się jakiś młody, nachalny „przewodnik”, który za wszelką cenę chciał zarobić. Zaiskrzyło ale krew się nie polała.


Uliczki mediny – fot. Irek Woźniak
Trznadel saharyjski (Emberiza sahari) – fot. Irek Woźniak
Asortyment wiklinowy
W medinie można kupić wszystko
Farbiarnia – fot. Irek Woźniak
Przyprawy, barwniki

W drodze do naszego samochodu Kasia wreszcie dobrze widzi bilbila ogrodowego Pycnonotus barbatus. W zasadzie to był ostatni ptasi akcent naszego marokańskiego pobytu. Stoimy w gigantycznej kolejce przed wejściem do hali odlotów. Trzeba przejść kontrolę bagażu. Na szczęście idzie to w miarę szybko. Musimy pokonać jeszcze jeden problem. Okazuje się, że nie tylko ja, jako jedyny posiadacz bagażu głównego, muszę się zjawić przy odprawie bagażowej. Muszą to zrobić też ci co mają bagaż podręczny. Dowiadujemy się o tym jednak dopiero przy odstaniu w kolejce do kontroli osobistej. Kasia z Irkiem, nie mają na swoich biletach odpowiedniego „ptaszka” więc policjant (albo żołnierz) nakazuje stanowczym tonem wrócić.  Uzupełniają braki już bez przeszkód zasiadamy w Boenigu.


19.05.2017 – Madryt 


Ostatni dzień naszej włóczęgi. Po nocy na madryckim lotnisku z Kasią jedziemy na szybkie zwiedzanie Madrytu. Irek postanowił odpuścić. Metrem docieramy do Plaza da Espana. Siadamy na ławce i studiujemy plan hiszpańskiej stolicy. W pewnym momencie na trawniku obok nas pojawia się dzięcioł zielony, w zasadzie iberyjski Picus sharpei, niedawno wydzielony gatunek właśnie z dzięcioła zielonego Picus viridis.


Dzięcioł iberyjski (Picus sharpei)
Dzięcioł iberyjski (Picus sharpei)
Dzięcioł iberyjski (Picus sharpei)

Ruszamy w miasto. Jesteśmy w zasadzie w samym centrum. Przed pałacem królewskim zaglądamy do Jardines de Sabatini, gdzie urzędują mnichy nizinne Myiopsitta monachus. Przy ogromnym Pałacu Królewskim oczywiście tłumy, dalej Katedra. Kontynuujemy spacerek po hiszpańskiej stolicy przechodząc obok Plaza de la Villa i przez jeden z ważniejszych placów Madrytu – Plaza Major. Architektura robi wrażenie. Musimy jednak wracać. Jeszcze jakieś drobne zakupy spożywcze, gasimy pragnienie piwkiem na Plaza de España i pakujemy się do metra.


Mnicha nizinna (Myiopsitta monachus)
Plaza Mayor w Madrycie
Budynki otaczające Plaza Major zdobią interesujące murale 😉
Elewacja jednego z hoteli (tych droższych) przy Plaza Major.

Na lotnisku odnajdujemy Irka. Nasza „zwariowana majówka” dobiegła końca. Z zaplanowanych gatunków nie widzieliśmy tylko zięby z Gran Canarii. Irek wzbogacił swoją life listę o 20 gatunków, Kasia o … 48, a ja o skromne 6. Wracamy też bogatsi o podróżnicze doświadczenia i gotowi na kolejne wyzwania.