środa, 23 grudnia 2020

Na Azorach nawałniki nie zawsze azorskimi są czyli jesteśmy na Graciosie


Uwielbiam „peladżiki”. Trzeba je pokochać, pomimo, że nie zawsze jest przyjemnie. Choroba morska z jej kwintesencją czyli rzygawką, permanentne bujanie "łajbą" (istna zmora dla dokumentujących spotkania z ptakami), no i na dodatek drogo (z reguły). Pomijam już kwestie zwyczajnego strachu, który gdzieś tam tkwi w podświadomości chyba każdego a w szczególności osób nie mających pojęcia o pływaniu (czyli u mnie 😊). No cóż jeżeli chce się zobaczyć te… 900 gatunków w WestPalu nie na takie niedogodności trzeba się zdecydować i taki strach przezwyciężać 💪.
Nawałniki „z białym kuprem”, te stale spotykane na północnym Atlantyku, jeszcze do niedawna wydawać by się mogło, że są proste do ogarnięcia. Raptem tylko 4 gatunki (Collins z 2009): nawałnik burzowy Hydrobates pelagicus, oceannik żółtopłetwy Oceanites oceanicus, nawałnik duży Oceanodroma leucorhoa i nawałnik maderski Oceanodroma castro. W zasadzie wszystkie je już mam 😊.

Nawałnik maderski Oceanodroma castro - Lanzarote Banc de Concepcion - 15.09.2013 

No ale okazuje się, że w obrębie nawałnika maderskiego zaczęto „gmerać” (tak jak w ostatnich latach u wielu innych gatunków 😜) no i wyszło. Od 2008 roku mamy nowe gatunki – nawałnika azorskiego Oceanodroma monteiroi i nawałnika zielonoprzylądkowego Oceanodroma jabejabe
No to aby zobaczyć nawałnika azorskiego to trzeba dostać się na Azory, "łajbą" popłynąć w ocean i sprawa jest prosta. He,he,he 😉. Wcale nie jest to takie oczywiste. O tym troszkę później. 
Jakiekolwiek dalsze moje wyprawy w tym roku spaliły na panewce choć plany były ambitne. Koronawirus jednak wywalił wszystko do góry nogami. No ale trudności trzeba przezwyciężać. Znalezienie ekipy na wyjazd w trudnych czasach okazało się niełatwym zadaniem ale w końcu się udało. W składzie Kasia Mikicińska, Irek Woźniak, Sławek Dąbrowski i ja dotarliśmy na Graciosę w archipelagu Azorów. Oczywiście najpierw w kraju wykonaliśmy test PCR na obecność tego świństwa co już uderzyło nas po kieszeni (450 – 550 zł w zależności od miejsca wykonania). Nie było sensu ryzykować poddaniu się testowi tam na miejscu (za darmo co prawda) no bo nóż widelec wynik okaże się pozytywny u kogoś z nas ? Wtedy pojawią się dopiero trudności a wydatki wzrosną i cały plan wyjazdu weźmie w łeb. Marudząc „pod nosem” solidarnie daliśmy się „naciągnąć”. Wynik u wszystkich – negatywny. Lecimy więc do Lizbony.
Z przelotem nie było żadnych problemów. W Lizbonie bierzemy auto w „Centauro” (chyba trochę drożej niż dotychczas w Hiszpanii) no i jedziemy na gatunki z kategorii C i nie tylko. Sławek koniecznie chciał zaliczyć jeszcze srokę błękitną Cyanopica cooki. W końcu mu się udało choć nie bez trudu. Wszyscy zaliczyli majnę czubatą Acridotheres cristatellus (też nie było łatwo) i wikłacza słonecznego Euplectes afer (tu już na luziku). 

Wikłacz słoneczny Euplectes afer  - samiec w godówce koło Batalha (38.403113, -8.562845)
Wikłacz słoneczny - kolejny samiec w tej samej miejscówce (38.403113, -8.562845)
Astryld falisty Estrilda astryld - kolejny gatunek z kat. C (38.4024131, -8.5758768)
Chwastówka Cisticola juncidis 

Z Lizbony bez problemu docieramy na Teiceirę. Tutaj na lotnisku „kosmici” przeglądają nasze wyniki testów, uświadamiają nam jakie mamy obowiązki itp. itd. „Strażnik” stanowczo nakazuje Sławkowi zamianę apaszki zakrywającej nos i usta na oryginalna maseczkę 😲. W końcu przepuszczają nas do dalszej podróży. Późnym popołudniem dolatujemy na Graciosę. Organizatorem naszego całego pobytu na Graciosie jest Rolando Oliveira. Już teraz mogę Go polecić -www.divingraciosa.com - pełna profeska 😊. Rolando wraz ze swoim młodym pomocnikiem – Jose, wita nas na lotnisku. Załatwiamy sprawy wypożyczenia samochodu poza oficjalnym obiegiem (wszyscy na tym korzystają 😉), robimy zakupy w markecie i jedziemy na kwaterę. Nocujemy w Casa da Vitoria. Super warunki zakwaterowania w cenie 80 Euro za dobę od całego obiektu (taki odpowiednik naszej agroturystyki). Jutro płyniemy.

Casa da Vitoria (39.0763356, -28.0608969)

Casa da Vitoria - kuchnia z salonem czyli serce kwatery fot. Kasia Mikicińska

Wszyscy na Graciosie jesteśmy pierwszy raz więc następnego dnia godziny dopołudniowe wykorzystujemy na obejrzenie wyspy. Pogoda póki co nie jest zbyt łaskawa ale co najważniejsze, jak wieszczy Rolando, koło południa się poprawi i na rejsie już będzie super 😊. Uff !!! Z pogodą na wyspach bywa bardzo różnie i bywało tak, wsłuchując się i czytając relacje innych ptasiarzy, że plany rejsu na ptaki trzeba było nieraz przekładać nawet o 2 czy 3 dni. A to wiąże się zawsze z dodatkowymi kosztami. My chyba będziemy mieli szczęście. 
Graciosa jest niewielką wyspą, raptem maksymalnie 10 na 7 km i jak cały archipelag azorski powstała w wyniku erupcji stratowulkanu. Tak więc największą atrakcją turystyczną jest kaldera z dużą Siarkową Grotą - Furna do Enxofre do której przejeżdża się przez 200 metrowy tunel. Tam kierujemy się na początek. Centrum Edukacyjne przy jaskini otwierają dopiero o 10, więc musimy sobie radzić sami. Urządzamy krótki spacer pośród cedrów, sosen, dębów, krzewów laurowych i bujnej roślinności zielnej. Do naszych uszu dociera nawoływanie "azorskiego" myszołowa Buteo buteo rothschildi a do samej jaskini, która położona jest blisko 40 metrów niżej, wejść się nie da. Według informacji z tablicy wynika, że ma ona blisko 200 m długości i maksymalnie 50 m wysokości, a w jej końcowej części znajduje się "oczko wodne" na 11 m głębokie 😉. No i można nawdychać się siarki stąd wejście w ... maseczkach. Jaskinia ta jest też miejscem przebywania endemicznego nietoperza - borowca azorskiego Nyctalus azorica. Wracamy na wybrzeże.

Graciosa, jak każda z azorskich wysp, to rezerwat biosfery.

Światło w tunelu 😉 - 200 metrów w poprzek kaldery fot. Kasia Mikicińska 

Otoczenie "Siarkowej Groty" pokrywa bujna, bogata gatunkowo, roślinność

Przed nami wejście do Furna do Enxofre

Rzeczywiście Rolando miał rację. Im bliżej południa pogoda nam się klaruje. Nie mogąc doczekać się rejsu krążymy po wybrzeżu Prai, kręcimy się po porcie. Może zobaczymy rybitwy różowe Sterna dougallii a może i ... rybitwę czarnogrzbietą  Onychoprion fuscatus ? Oba gatunki gniazdują na sąsiedniej, oddalonej o 1 km, wysepce Ilheu de Praia, doskonale widocznej z wybrzeża. Ta pierwsza w liczbie kilkuset par wraz z rybitwą rzeczną Sterna hirundo, ta druga - 1 (2) para. Póki co oddajemy się obserwowaniu kamusznika Arenaria interpres oraz zwierzątek niefruwających czyli maderskiej jaszczurki ściennej Teira dugesii i krabów Grapsus adscensionis (?). Jednak największą furorę, również wśród miejscowych, zrobił, pewnie przywleczony skądś, patyczak

Praia - charakterystyczne dla Azorów moinhos czyli młyny
Praia - główna ulica przy porcie

Ilheu da Praia - miejsce lęgowe 3 gatunków rybitw no i pewnie też nawałników azorskich

Praia - plaża, typowa dla azorskich wysepek, niewielka z czarnym piaskiem fot. Kasia Mikicińska
Krab Grapsus adscensionis (chyba ?)
Maderska jaszczurka murowa Teira dugessi

Praia - kamusznik Arenaria interpres w porcie fot. Irek Woźniak
Tajemniczy stwór na murku w porcie w Prai - patyczak ?

W końcu nastał ten czas. Przy łodzi pojawiają się Rolando wraz ze swoim pomocnikiem, który sprawnie rozpoczął przygotowywanie "czamu". Wypływamy. Podpływamy pod wyspę ale jest takie falowanie, że bardzo szybko rezygnujemy z prób wypatrzenia rybitwy czarnogrzebietej. Wypływamy na otwarty ocean. Już po chwili pojawiają się pierwsze grupy burzyków dużych Calonectris borealis. Płyniemy w kierunku Banco de Fortunate. Przy którymś z postojów i rozrzucaniu "czamu", co sprawnie czyni łyżką wazową Jose, gdzieś na horyzoncie przemyka tajfunnik cienkodzioby Bulweria bulwerii. Póki co żadnych nawałników. Buja łodzią dość mocno ale na razie wszyscy znosimy dzielnie te niedogodności. Aż w końcu JEST !!! Pierwszy nawałnik. Ustrzelić taki obiekt to mega wyzwanie. Co chwila pod nosem idzie "k***a", "ja pi****le". No bo przecież nie jesteśmy w stanie przewidzieć czy czasami nie jest to ostatni nawałnik jakiego dzisiaj widzimy. A w miarę dobre fotki są tutaj kluczowe !!!

Praia - nasza "łajba" w porcie. Za chwilę wypływamy fot. Irek Woźniak
Jose przygotowuje "czam"
Musimy być czujni 😉 fot. Irek Woźniak
Leci "czam" fot. Kasia Mikicińska
Rolando przebija się przez fale a Jose (widać tylko nogi) wypatruje ptaków fot. Kasia Mikicińska

Na powierzchni oceanu od czasu do czasu pokazują się "dziwne stwory". To żeglarz portugalski Physalia physalis, gatunek rurkopława. Podobno mocno "parzy" 😲
Jedna z wielu grup burzyków dużych napotkana podczas rejsu
Burzyk duży w pełnej krasie
Burzyk duży


No to teraz czas trochę rozwinąć temat grupy nawałników maderskich - po angielsku "White-rumped Storm Petrel complex". Kompleksów to one nas mogą najprędzej nabawić 😉. Spośród czterech dotychczas podstawowych nawałników "z białym kuprem" spotykanych na północnym Atlantyku możemy odrzucić póki co 2 gatunki "łatwe" do rozróżnienia w locie: nawałnika burzowego (z wyraźnym białym pasem na spodzie skrzydeł) i oceannika żółtopłetwego (u którego w locie nogi wystają poza ogon). Nawałnik duży też ma cechy pozwalające na dostrzeżenie ich w miarę łatwo przez lornetkę, nawet w trudnych warunkach czyli kiedy "buja". Pozostaje więc nawałnik maderski. On też sam w sobie nie byłby trudny, gdyby nie fakt, że w ostatnim dziesięcioleciu przyjrzano się mu bliżej w obszarze występowania lęgowego i wyszło, że wśród nawałników maderskich zamieszkujących wyspy Makaronezji są grupy ptaków różniące się między sobie wokalnie, w niewielkim stopniu wizualnie, no ale przede wszystkim okresem pierzenia lotek i okresem rozrodu. I tak oto wyodrębniono spośród nich do rangi gatunku 2 nowe (póki co): nawałnika zielonoprzylądkowego i nawałnika azorskiego. No i żeby tego wszystkiego było jeszcze mało na horyzoncie pojawia się "Grant's" - potencjalnie kolejny gatunek z linii nawałnika maderskiego. No może trochę to wszystko rozjaśni poniższa grafika.


Wracamy do naszej łodzi. Zarówno ja jak i Sławek robimy dziesiątki zdjęć różnym osobnikom, bo w końcu pojawiło się ich więcej. Myślę, że w trakcie całego rejsu było ich około 15 może 20. W końcu za którymś razem autofocus trafił w przemieszczający się obiekt. Z całą pewnością, przynajmniej w jednym przypadku, mamy nawałnika azorskiego !!!! 

Nawałnik azorski w całej okazałości - jak napisał mi Mark Bolton, autor kluczowego artykułu o wyodrębnieniu nawałnika azorskiego, że to zdjęcie jest wypisz wymaluj jak ilustracja w jego artykule 😀. Widać wymieniane, rosnące nowe lotki wewnętrzne (czarne) kontrastujące ze starymi lotkami zewnętrznymi oraz wyraźne wcięcie ogona.
Nawałnik nr 1 - jakieś propozycje co do gatunku ? 😉
Nawałnik nr 2 - a tutaj co mamy ? 
Nawałnik nr 3 - i jeszcze jedna zagadka. Zapraszam chętnych w obszar komentarzy 😀 

Z gatunków oceanicznych trafiają nam się jeszcze dwa burzyki wielkie Puffinus gravis w grupie burzyków dużych. Czas upływa szybko. Podejmujemy decyzję, że wracamy pod Ilheu de Praia. Może nam się poszczęści z rybitwą czarnogrzbietą ? Podpływamy blisko na tyle, jak tylko pozwalają skały. Widzimy rybitwy rzeczne w kolonii, czy są wśród nich rybitwy różowe ? Pewnie tak, ale przez lornetki nie jesteśmy w stanie przy bujającej łodzi tego z całą pewnością stwierdzić. Jose czyści baniak z resztek "czamu" co powoduje, że przy łodzi pojawia się kilka rybitw. W pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie, niczym zjawa, nadlatuje ONA !!! Liczyłem jadąc tutaj, że uda mi się ją zobaczyć, ale że zobaczę ją w takich okolicznościach, tak blisko... Rybitwa czarnogrzbieta ma obrączkę jednak nie ma szans na jej odczytanie. Przelatuje kilkukrotnie wzdłuż burty wzbudzając nasz zachwyt. Piękny ptak, "prawdziwa wisienka na torcie" 😀. Przeszczęśliwi wracamy do portu w Prai.

Rybitwa rzeczna (ptak młody)
Rybitwa rzeczna młoda
Rybitwa czarnogrzbieta
Rybitwa czarnogrzbieta
Rybitwa czarnogrzbieta
Rybitwa czarnogrzbieta

Nasz krótki pobyt na Graciosie dobiega końca. Następnego dnia z rana Sławek z Irkiem oddają się fotografowaniu kanarków. Dociera do nas Rolando. Rozliczamy nasz pobyt. Pewnie trzeba będzie tu jeszcze kiedyś wrócić i zaliczyć kolejny "peladżik", chociażby pod kątem burzyka malutkiego i ewentualnie Grant'sa (jak go wyodrębnią do gatunku 😉), ale to już chyba w innej nieco porze roku.

Nasza ekipa z kapitanem


Świstunka ałtajska po raz czwarty w Polsce

    Na wieść, że Karol Drab w czwartek (17.12.2020) zaobserwował w Czarnkowie świstunkę ałtajską Phylloscopus humei pokonałem wewnętrzne oraz zewnętrzne trudności 😉i nocą z piątku na sobotę wyruszyłem w kilkugodzinną podróż w kierunku Wielkopolski. Na parking w rejonie zakładu "Steico" w Czarnkowie, gdzie kręciła się owa świstunka dotarłem koło 7,  jeszcze było ciemno. Okazało się, że nie jestem pierwszy. Na miejscu był już Sławek Karpicki. Zaczęło świtać i wraz z każdą kolejną odsłoną wstającego dnia na parking zaczynały docierać grupki ptasiarzy z różnych mniej lub bardziej odległych rejonów Polski. Wreszcie zaczęły też odzywać się ptaki. Rozśpiewał się strzyżyk, zaczęły "cykać" rudziki a z koryta Noteci dochodziły "kwakania" krzyżówek. Rozstawiliśmy się po terenie. Po chwili Michał Radziszewski rzucił w eter, że "poszukiwana" była słyszana w zielsku przy rowie biegnącego wzdłuż deptaka nad Notecią. Po chwili jesteśmy na miejscu i rzeczywiście słyszymy ostre "tsłi" powtarzane co kilka sekund. Ptak ewidentnie przemieszcza się wzdłuż rowu. My za nim. W końcu wlatuje w stertę gałęzi przy ogrodzeniu boiska. Daje się w miarę dobrze obserwować ale, żeby uwiecznić ją na zdjęciu, zapomnij. Nie dość, że jest ciemno (pochmurno), ptaszek niewielki, to jeszcze wykazujący ADHD 😡. Azjatycka świstunka pobuszowała w stercie gałęzi po czym "fru" na drugi brzeg Noteci. Co jakiś czas dochodził stamtąd do nas ten jej charakterystyczny głos, ale w końcu zamilkła. 

***  
Świstunka ałtajska gnieździ się w górskich lasach centralnej Azji a zimuje głównie na subkontynencie indyjskim oraz na Półwyspie Indochińskim. W Polsce pojawiła się dotychczas trzykrotnie, ostatni raz aż 11 lat temu. Była gatunkiem długo oczekiwanym tym bardziej, że w Europie pojawia się praktycznie corocznie (w Danii - 34 stwierdzenia, w Finlandii i Szwecji - łącznie prawie 200, w Holandii - 69, we Włoszech ponad 20).

***
Ptak pojawił się, a w zasadzie dał głos, po dłuższej przerwie z kępy tui rosnących na terenie zakładu "Steico". Pozostało czekać, aż przyleci bliżej nas, w pas zarośli i zadrzewień rosnących wzdłuż ogrodzenia fabryki. Tak też się stało i to co najmniej kilkukrotnie. Niestety nic się nie zmieniło w sposobie jej zachowania czyli pobuszowała w chaszczach, poodzywała się potwierdzając, że jest obecna parę metrów przed nami, po czym odlatywała w kępę tui na zakładzie. I tak bawiła się z nami testując naszą cierpliwość. Nie ma się co dziwić, że każdy chciał mieć pamiątkową fotkę dokumentującą spotkanie no ale w dniu dzisiejszym dla wielu z nas było to niewykonalne i z każdą godziną zainteresowanych ubywało. Należałem do grupy tych najwytrwalszych. Doczekałem do końca czyli mniej więcej do 14.30. Świstunka ałtajska wygrała choć brak zdjęcia nie zmienia jednak faktu, że to mój 359-ty  gatunek na krajowej liście. Wreszcie coś drgnęło 😀 . 

Chętnych do zobaczenia świstunki ałtajskiej nie brakowało i co rusz pomimo paskudnej pogody przybywali nowi
Świstunka ałtajska Phylloscopus humei - 19.12.2020 - Czarnków fot. Michał "Zawa" Zawadzki. Ta fotka to jedno z niewielu zdjęć jakie udało się jej zrobić w dniu dzisiejszym. 



piątek, 24 lipca 2020

Nocą w stropodachu

Ciepła, bezwietrzna, lipcowa noc. W jedynym bloku przy ul. Młyńskiej w Niepołomicach powoli gasną światła, mieszkańcy kładą się spać. W pewnym momencie światła latarni rzucają na ścianę bloku cienie trzech różnej wielkości sylwetek szybko przemieszczających się wzdłuż budynku, które znikają w jednej z klatek schodowych ... Toż to tylko MY: ja, Kasia Mikicińska i Kaziu Walasz czyli dzisiaj "brygada jerzykowa"😀. Docieramy na ostatnie piętro, gdzie przebieramy się w nasze śnieżnobiałe kombinezony robocze i zakładamy dodatkowe akcesoria ochronne. Teraz jeszcze tylko kilka metalowych szczebli drabinki i już jesteśmy, z naszymi "tobołami" w ciemnym labiryncie stropodachu - królestwie jerzyków. Kaziu bada tą kolonię już od 10 lat, ja z Kasią jesteśmy w tym miejscu drugi rok z rzędu. Dlaczego nocą ? To najlepsza pora i jedyna szansa na to aby połapać większą liczbę dorosłych ptaków, które powróciły na noc do kolonii i nie są w stanie uciec z powodu panujących ciemności.
Podział ról nastąpił już znacznie wcześniej 😉. Ja zakładam stały punkt obrączkarski, Kaziu buszuje po stropodachu wyłapując ptaki (te dorosłe i młode) a Kasia transportuje je do punktu obrączkarskiego czyli do mnie a następnie odnosi zaobrączkowane do Kazia. Stropodach jest podzielony na 9 komór, tak więc opróżniamy poszczególne komory i ptaki wracają w te same miejsca.
Stropodach nie jest bardzo nagrzany, dzień nie był z tych upalnych. Warunki są wręcz komfortowe. Buszując po stropodachu staramy się jak najmniej hałasować coby nie spowodować u lokatorów ostatniego piętra lęków, że u góry... straszy 👻👻👻 😉. 
W moje ręce trafiają pierwsze pisklęta. Są w różnym stopniu rozwoju. Najczęściej są już duże i lada dzień wyfruną w świat, ale też są i te znacznie mniejsze. W gniazdach, jak informuje Kaziu, trafiają się jeszcze nawet całkiem gołe i ślepe.

Punkt obrączkarski rozpoczął pracę fot. K.Walasz
Kasia dostarczyła kolejną partię jerzyków fot. K.Walasz
Trochę trzeba się natrudzić aby dokładnie ułożyć sierpowate skrzydło na linijce i odczytać jego długość
Połowa lipca a tu w gnieździe gołę i ślepe pisklaki fot. K.Walasz
Te pisklęta już dostaną obrączki fot. K.Walasz
Ta trójka już niebawem opuści stropodach fot. K.Walasz

Ten sezon wydaje się być bardzo dobry. Jest sporo piskląt. W  oczekiwaniu na kolejną dostawę w całkowitej ciemności rozmyślam o jerzykach. Jak to jerzyk stał się ostatnio naszym prawie narodowym ptakiem. Jak to włodarze miast i tych dużych i tych małych w świetle kamer prześcigają się w liczbie wieszanych budek lęgowych tym samym pokazując jak to walczą z plagą komarów. A jeszcze parę lat temu te same jerzyki w budynkach na terenie tych samych miast były masowo zamurowywane w szczelinach, gdzie miały gniazda. Zdarza się to i obecnie ale na pewno już w mniejszym stopniu. Jak to rodzą się samozwańczy eksperci od jerzyków którzy za pomocą społecznościowych mediów wciskają swoim "fanom" kit w postaci np. informacji, że jerzyk się nie pierzy bo całe życie lata 😂. No ale koniec rozważań bo pojawia się Kasia z następną partią jerzyków. Okazuje się, że godziny nocne upływają nam jak z bata strzelił i w zasadzie po zrobieniu 5 komór musimy kończyć bo zaczyna świtać. Kolejnej czyli dzisiejszej nocy dokończymy. Za pierwszym podejściem zrobiliśmy łącznie 44 pisklęta i tylko 15 ptaków dorosłych. Żaden nie miał geolokatora (przypominam, bo o tym pisałem już na blogu, że w latach 2014-15 założono 43 geolokatory ptakom dorosłym, do tej pory odzyskano tylko 3), żaden dorosły nie nosił obrączki (do dzisiaj 😉). No i tu jest pewna zagadka do rozwiązania. Dorosłych powinno być znacznie więcej licząc na gniazdo 2 osobniki. Tak więc widać, że nie wszystkie dorosłe wracają na noc do miejsc lęgowych. Czy to jest uzależnione od wieku ich potomstwa ??? Być może. Zobaczymy co przyniosą kolejne sezony. Wychodzimy z bloku. Świta. Za kilkanaście godzin wrócimy tu ponownie.

****

Kolejna noc i ten sam scenariusz. No prawie. Dzisiaj jesteśmy bez Kasi. Jest też jeden sektor do kontroli mniej. Trafiły nam się 2 dorosłe jerzyki z obrączkami 😀. Jeden z nich (YX00034) był obrączkowany jako dorosły w 2015 roku i dostał geolokator, który został mu zdjęty w 2019 roku. Drugi z nich (YX00425) dostał obrączkę jako dorosły w 2017 roku. Niestety zapas obrączek dzisiaj się nam skończył, tak więc nie wszystkie ptaki z możliwych zostały w tym roku zaobrączkowane, dzięki czemu ja mogłem wcześniej (przed 2 w nocy) zwinąć się do domu. W drugim podejściu zaobrączkowaliśmy kolejne 31 piskląt i tylko 2 dorosłe jerzyki. 

Swoista mieszanka jerzykowych pisklaków😉 fot. K.Walasz

Łącznie Kaziu w bieżącym sezonie doliczył się 33 gniazd z pisklętami (gniazda pewne). Piskląt łącznie w tym roku było 89. Znacznie więcej niż w ubiegłym sezonie. Z pisklętami jerzyków jest tak, że niektóre mają "owsiki" i łażą po stropodachu pakując się często do nie swoich "czarek gniazdowych". Takich "opuszczonych" gniazd w tym sezonie było 5-10. Swoją drogą ciekawe jak to jest z karmieniem takich "wędrowców". Czy karmią je ich rodzice czy też ci przybrani ? A może ci prawdziwi widząc puste gniazdo nie wracają już do stropodachu, co mogłoby częściowo tłumaczyć mniejszą od spodziewanej liczbę dorosłych ? Ot, tajemnice jerzyków 😏.