wtorek, 24 września 2019

Tam gdzie benzyna tańsza od wody - część II


Dzień 1 - Poszło jak z płatka

Nie ma to jak przetarte już szlaki, chociaż zawsze dochodzą nowe elementy. Można już napisać, że tradycyjnie docieram do Kuwejtu przez Dubaj.  Nie nastawiałem się już na jakiekolwiek oglądanie Dubaju nocą, chciałem po prostu jak najszybciej dotrzeć na międzynarodowe lotnisko (DXB). Trochę zamieszania z tym było, bo zdążyłem już dojechać autobusem miejskim do metra, gdzie utknąłem, bo metro na noc jest zamykane. W końcu okazało się, że między lotniskami kursuje darmowy shuttlebus odjeżdżający spod hali odlotów 😊. Wracam więc na Al-Maktoum. Wyprawa rozpoczęła się dla mnie pechowo bo na lotnisku w Dubaju "pozbyłem się" komórki no ale mam nadzieję, że limit nieszczęścia został już wyczerpany.
Lot do Kuwejtu trwa trochę ponad godzinę mimo to linie Kuwait Airlines karmią i poją 😀. Pekka trochę się spóźnił, ale co najważniejsze dotarł i mogłem już bezstresowo skupić się na odhaczaniu interesujących mnie gatunków. Na pierwszy ogień wizytujemy Shaheed Park. W tym znanym mi już z zimy parku, na niewielkim, praktycznie całkowicie wyschniętym oczku wodnym z trzcinowiskiem (29.373529, 47.995249), miał być trzciniak perski. I był 😃. Trudny do wypatrzenia no ale w końcu się udało. Dobry start. Poszukiwania dzierzby rdzawosternej okazały się bezowocne. Co ciekawe, nie było żadnych dzierzb, a przecież park słynie jako dzierzbowa miejscówka. Przemknął też srebnodziobek indyjski. Z ciekawostek wypatrzyłem białorzytkę saharyjską. Okazuje się, że do "gruby" gatunek w Kuwejcie 😀. 

Trzciniak perski (Acrocephalus griseldis) - jeden z gatunków topowych w Kuwejcie
Czapla purpurowa (Ardea purpurea) nad niewielkim parkowym zbiornikiem
Białorzytka saharyjska (Oenanthe leucopyga) - podobno rzadki gość w Kuwejcie

Zajeżdżamy nad zatokę przy Souq Shark. Tu taj nie ma problemu z zaparkowaniem samochodu. Jest szeroki pasaż dla pieszych z ławkami. Dobre miejsce na seawatching. Są rybitwy. Siedzą na metalowych konstrukcjach (bojach?) oddalonych o kilkaset metrów od brzegu. Bez trudu daje się dostrzec przez lunetę, nowe dla mnie, rybitwy bengalskie jak i, jakież wielkie, rybitwy złotodziobe. Niestety będzie bez zdjęć bo dystans daleki a i drgające powietrze nie pozwala na jakieś fotki. No cóż, póki co muszę się zadowolić tym co jest. Kormorana perskiego nie odnajdujemy.
Jedziemy na Green Island. Zaczyna być upalnie. Szukamy bilbila czerwonoplamego. Okazuje się, że jest to gatunek, który upodobał sobie jedno z drzew, na które wraca kilka razy na dzień (29.366110, 48.026756). Trzeba tylko cierpliwości. Rzeczywiście w końcu w grupie bilbili białouchych pojawia się jeden bilbil czerwonoplamy. Kolejny gatunek zaliczony 😊 .

Bilbil czerwonoplamy (Pycnonotus cafer) - jeden z gatunków po który jeździ się do Kuwejtu
Bilbil czerwonoplamy (Pycnonotus cafer)

W godzinach południowych mamy odpływ więc udajemy się nad zatokę Sulaibikhat. Na błocie siewek odpoczywających w trakcie migracji sporo ale sieweczek mongolskich ZERO. Najbliżej nas przeważają terekie, są też biegusy malutkie, rdzawe i krzywodziobe, kamuszniki a nawet pojedynczy krabożer, co o tej porze roku nie jest tu już takie oczywiste. 

Terekie (Xenus cinereus) i inne siewkusy w drodze na północne lęgowiska

Siewki żerują czas pomyśleć też i o naszych żołądkach. Lądujemy więc w najbliższym ... Mac-u. Och jak przyjemnie schłodzić się w klimatyzowanych pomieszczeniach. Pokrzepieni wracamy na ptasią trasę. Tym razem jedziemy do Jahry.
Parkujemy auto przed jakimś zaniedbanym, ogrodzonym terenem (29.352301, 47.673390). Za ogrodzeniem ogromna, studnia (zbiornik na wodę). Z jej środka po chwili wylatują łowiec krasnodzioby i ... podloty majny norowej. Po chwili pojawiają się i ptaki dorosłe, które zapewne żerowały na okolicznych terenach uprawnych. W takich to okolicznościach przyrody gniazduje ten gatunek. Hałaśliwe, jak to majny, rozlatują się po najbliższej okolicy. 

Młoda majna norowa patrzy w głąb studni skąd przed chwilą wyleciała - wracać do nory czy nie ?
Dorosła majna norowa (Acridotheres ginginianus) - kolejny sztandarowy gatunek dla Kuwejtu
Dorosła majna norowa (Acridotheres ginginianus)
Dorosła majna norowa (Acridotheres ginginianus)

Szybki strzał. Licznik cały czas bije . Jedziemy na południe do Al-Kout. Tutaj Pekka twierdzi, że też jest szansa na kormorana arabskiego. Przebijając się przez miasto trzeba naprawdę mieć dużo cierpliwości i czasu bo chyba nie ma tutaj za dnia pory, żeby nie było ogromnych korków. Wchodzimy na teren ogromnego arabskiego targowiska, gdzie można kupić też i dary morza. Niestety luneta na statywie i aparat fotograficzny sprawiają, że nie możemy opędzić się od przeróżnych ochroniarzy. Nie wolno filmować i fotografować !!! Pekka oczywiście tłumaczy po co się zjawiliśmy tutaj ale i jemu w końcu brakuje cierpliwości. W przerwie między wizytami ochroniarzy udaje się jednak wyrwać z tego obszaru nowy dla mnie gatunek: rybitwę arabską 😀. Dwa ptaki siedzą sobie na metalowej boi w kanale portowym. Niestety gatunek bez dokumentacji. Olewamy to miejsce. Okazuje się, że czujność ochrony skierowana jest prawdopodobnie na to aby nie kierować aparatu w stronę rafinerii znajdującej się mniej więcej na wysokości souku. I tak udaje mi się zrobić zdjęcie łodzi rybackich w porcie a w tle ... owa rafineria 😉.

Łodzie rybackie w porcie a w tle ... "oczko w głowie" ochrony rafineria

Pracowity dzień dobiega końca. Pekka podwozi mnie pod hotel, ten sam co zimą oczywiście ale już o innej nazwie - Sky Hotel. Pan w recepcji znajomy, też poznaje mnie od razu. Pokój tym razem zamek w drzwiach ma sprawny 😉. Ruszam na jakieś drobne zakupy do pobliskiego Carrefoura. Muszę przyznać, że dobrze jest mieć kierowcę i przewodnika. W ogóle nie odczuwam zmęczenia 😉.

Dzień 2 - W piaskowej burzy

Pogoda zmieniła się diametralnie. Silny wiatr ruszył w górę piach, który przysłonił niebo, stąd od razu trochę chłodniej. W takiej namiastce burzy piaskowej jedziemy na tereny rolnicze Pivot Farms w poszukiwaniu dzierzby rdzawosternej i modrzyka szarogłowego.
Większości z nas zapewne Kuwejt kojarzy się z piachem i pustynią. I de facto tak jest. Znajdują się jednak enklawy rolnicze. No ale jak to w Kuwejcie, większość obszarów jest wygrodzona i aby wjechać na jakiś teren trzeba pokonać szlaban albo zamkniętą bramę, gdzie czuwa „wartownik”. Tak było też w przypadku Pivot Farms. Pekka jest oczywiście znany, ale widać nie wszystkim. Pan wartownik, „Indianin” z Azji 😉, jak większość zatrudnionych w rolnictwie (i nie tylko), prosi aby połączyć go z jego bossem, oczywiście z telefonu Pekki. Po w chwili szlaban idzie w górę. Pekka postanawia, że jednak wrócimy i pojedziemy na drugą stronę. Przejeżdżamy dosłownie w poprzek ulicę by ponownie stanąć przed szlabanem i innym wartownikiem. Na nic mówienie, że nasz wstęp jest uzgodniony z szefem. Procedura została powtórzona. Te dwa obszary rolnicze o łącznej powierzchni ponad 1500 ha mają różnych właścicieli ale tego samego szefa ochrony. Możemy jechać. Wygrodzić taką powierzchnię to musiało być nie lada wyzwanie, ale czy większe od podporządkowania sobie pustyni pod uprawy ? Charakterystyczną cechą pól uprawnych jest ich kształt. Są to bardzo często ogromne okręgi. Szczególnie dobrze widać to na zdjęciach satelitarnych.


Pola uprawne na terenie Pivot Farms
Specjalnej konstrukcji deszczownie kręcąc się dookoła własnej osi nawadniają non stop rośliny. Co ciekawe intensywne nawadnianie gliniastej gleby powoduje, że w zagłębieniach terenu gromadzi się woda tworząc czasami siedliska wodno-błotne jakże chętnie zasiedlane przez ptaki a jeżeli dodać jeszcze wysadzanie obrzeży dróg polnych szpalerami drzew (dominuje tamaryszek, spotykana jest też kazuaryna) osłaniających uprawy przed zasypywaniem, to wszystko tworzy miejsca o dużej różnorodności gatunków. Uprawiana jest tu głównie lucerna, trawa na paszę i owies (to przynajmniej dostrzegam). Ale na obszarze tym właściciele postanowili co nieco także pohodować. Nie tylko bydło, owce, kozy czy wielbłądy. Można spotkać też i emu czy nawet … krokodyle. Mnie szczególnie jednak zabolał widok ogromnej woliery, gdzie trzymane są ptaki drapieżne: młody orzeł stepowy, myszołów wschodni i kilka kań czarnych. Łuski po nabojach oraz sztuczne kaczki unoszące się na wodzie są dowodem, że i postrzelać też tu można. Te negatywne obrazy dostrzegam na północnym obszarze pól.


Zwierzątko hodowlane
Specyficzne "zamiłowanie" do ptaków właściciela 😡
Wróbel domowy (Passer domesticus) na południu buduje gniazda na drzewach
Wiatr daje się we znaki nie tylko nam. Po drogach „przemieszczają się” pozrzucane gniazda wróbli, które tutaj gnieżdżą się normalnie, czyli na drzewach. Na terenach wodno-błotnych spotykamy kilka fajnych gatunków: dominują czajki stepowe ale są też i pojedyncze pary czajki indyjskiej oraz szponiastej. Szczudłaki wodzą już młode. Kilka terekii oraz łęczak uzupełniają listę siewkowatych. Pojedyncze dzierzby pustynne, gąsiorki, dzierzba białoczelna czy stado żołn modrolicych cieszą oko ale niestety nie powiększają mojej listy.


Czajka stepowa (Vanellus leucurus)
Szczudłak (Himantopus himantopus)
Czajka indyjska (Vanellus indicus)
Dzierzba pustynna (Lanius isabellinus) - samiec
Gąsiorek (Lanius collurio) - samiec
Dzierzba białoczelna (Lanius nubicus) - samiec
Przemieszczamy się na południową część pól. Szukamy cały czas dzierzby rdzawosternej. Póki co musimy zadowolić się stadem około 20 żwirowców łąkowych, podziwiać kolorowe żołny uwijające się między kwitnącymi akacjami. Spotykamy na naszym szlaku lokalnego ptasiarza Neila Toveya. Neil mówi, że widział dzisiaj dzierzbę rdzawosterną i wskazuje dokładną lokalizację. No niestety my nie mamy już takiego szczęścia. Za to mamy okazję obserwować trzy os. brodźca śniadego. To niezły gatunek w Kuwejcie.


Żwirowiec łąkowy (Glareola pratincola)
Brodźce śniade (Tringa erythropus)
Wracamy do klimatów morskich w odwiedzane już wczoraj miejsca. Chodzi głównie o sieweczkę mongolską bo w kormorana arabskiego powoli zaczynam wątpić. W zatoce Sulaibikhat trafiamy na przypływ ale siewek niewiele. Tej najbardziej mnie interesującej nie ma. Trochę mew cienkodziobych, pojedyncze rybitwy wielkodziobe i kilka rybitw bengalskich na tyle blisko, że liche fotki dokumentacyjne można zrobić. Poza tym kilka kulików mniejszych. Jedziemy na bulwar przy Souq Shark. Tutaj sukcesów też nie odnosimy. Pekka zajeżdża w jeszcze jedno miejsce na wybrzeżu. Jest to Rais al Ard - cypel z pięknym deptakiem prowadzącym do centrum naukowego. I to było dobre posunięcie, bo mogłem naoglądać się polujących rybitw bengalskich i złotodziobych do woli i z bliska.

Rybitwy bengalskie (Sterna bengalensis) i, większe, rybitwy złotodziobe (Sterna bergii) 
Rybitwa złotodzioba (Sterna bergii)
Rybitwa bengalska (Sterna bengalensis)


Dzień 3 - Co znaczy determinacja


Pogoda wróciła do kuwejckiej normy. Niepokoi mnie to, że mój licznik, po obiecującym pierwszym dniu, jakoś stanął w miejscu. Ostatnia szansa aby dzisiaj coś dorzucić. Jedziemy na północ do Liyah Reserve.
Po drodze zaglądamy na Mutla'a Ranch (29.550111, 47.710417) . O dziwo brama otwarta, nie ma wartownika. Pekka twierdzi, że to miejsce jest dostępne bez problemów. Nie jest to jakiś duży obszar, głównie uprawa palm daktylowych. Po chwili wyjeżdżamy przez przymkniętą tylko bramę na której jednym skrzydle, tak trochę złowieszczo, błyszczy nowiutki łańcuch z kłódką i kluczem. Teren za ogrodzeniem tworzą skupiska akacji oraz nagromadzone uschnięte powyrywane drzewa. Wydaje się idealne miejsce na dzierzby. Fakt. Po chwili mamy gąsiorka, dzierzbę rudogłową, pustynną i białoczelną. Brak ciągle tej dla mnie najważniejszej - dzierzby rdzawosternej. Skupiska suchych gałęzi upatrzyły sobie nie tylko dzierzby ale też turkaweczki czarnogardłe, że o sforze wychudzonych obszczekujących kundli nie wspomnę. Na szczęście nie są agresywne. W akacjach roi się od różnego "drobiazgu" ale prym wiedzie pleszka, w oczy rzucają się też muchołówki szare. Na bardziej szczegółowe przepatrzenie akacjowych zadrzewień jednak nie ma czasu. Wracamy do bramy. I co ? Brama zamknięta owym wspomnianym nowiutkim łańcuchem. Jedziemy do kolejnej bramy. Tu spotykamy taką samą przeszkodę. Na szczęście samochód Pekki to duże Mitsubishi stąd dajemy radę wydostać się przez pustynne wertepy do drogi. Łatwa dostępność do Mutla'a Ranch z dniem dzisiejszym wydaje się że przeszła do historii. 

Turkaweczka czarnogardła (Oena capensis) - samiec
Słońce coraz wyżej. Robi się upalnie. Dojeżdżamy do bram Liyah Reserve. Wjeżdżamy w południową część ogromnego pustynnego obszaru, oczywiście ogrodzonego, na którym ma odradzać się naturalne siedlisko pustynne z typową roślinnością i światem zwierząt. Po deszczach widać, że paski trochę ożyły za sprawą kęp kwitnących żółto astrowatych Launaea mucronata. Co jakiś czas mijamy uciekające niezgrabnie do swoich nor blisko metrowe biczogony egipskie Uromastyx aegyptia microlepis. Skoro jest pustynia nie może zabraknąć i jej "jednogarbnych okrętów" snujących się w kilku grupach. 

Bezkresne (ale ogrodzone) pustynne obszary Liyah Reserve
Dorodny biczogon egipski (Uromastyx aegyptia microlepis)
"Jednomasztowe okręty" pustyni

Wokół pustynnego wzgórza ciągnie się kilkukilometrowy, pustynny trakt obsadzony akacjami. To kolejne miejsce idealne dla dzierzb. Początek jednak gasi optymizm. Jedziemy dobry kilometr i nie widzimy nie tylko dzierzb ale i żadnych innych ptaków. W końcu pojawiają się dwie pleszki a za chwilę samiec dzierzby rudogłowej, który otworzył "worek" z dzierzbami. W pół godziny mamy 6 gatunków dzierzb: oprócz rudogłowej, czarnoczelną, białoczelną, pustynną, gąsiorka no i wreszcie tą dla mnie najważniejszą - rdzawosterną. Wyjeżdżam więc z "tickiem" z tej "dzierzbolandii"😊. Do listy wyprawowej dochodzi jeszcze krętogłów.

"Dzierzbolandia" w Liyah Reserve
Dzierzba rudogłowa (Lanius senator)
Dzierzba rdzawosterna (Lanius phenicuroides)
Dzierzba rdzawosterna (Lanius phenicuroides)



Teraz kolej na modrzyka szarogłowego. Ponownie odwiedzamy północną część Pivot Fields. Strażnik przy szlabanie rozpoznaje nas więc nie wydziwia już z telefonowaniem do "bossa". Z niewidzianych tu wczoraj gatunków dochodzą dzisiaj śpiewające trzciniak perski i rokitniczki oraz zielonka. Modrzyk szarogłowy musi poczekać chyba na ... wizytę w Azerbejdżanie.
Pekka nie daje za wygraną. Ciągnie mnie ponad 100 kilometrów na południe w okolice Al-Zour . Tutaj spokojnie, bez natręctwa wszelkiej maści ochroniarzy możemy oddać się seawatchingowi. Ruch na morzu jest jednak znikomy. Zero mew i rybitw. Od czasu do czasu przemknie pojedynczy kormoran. Niestety nie ten, którego szukamy. Ciągną pliszki żółte w tym na pewno udaje mi się zobaczyć syberyjskie Motacilla flava lutea oraz świergotki rdzawogardłe. Niestety dzień mija bardzo szybko. Wracamy do stolicy. Zajeżdżamy do Al-Kout. Historia z naszej pierwszej wizyty się powtarza. Zanim jednak dopadnie nas sfora strażników dostrzegamy na tej samej metalowej konstrukcji co poprzednio dwie rybitwy arabskie (pewnie te same). Nawet udaje mi się cyknąć jakieś zdjęcie. W kanale portowym polują dwie rybitwy czubate. Nie ma sensu ciągle się tłumaczyć. 

Rybitwy arabskie (Sterna represa)
Jedziemy jeszcze do Souq Sharq. Ostatni skan metalowych konstrukcji wystających z morskiej wody. Nie interesują nas już mewy czy rybitwy, szukamy tylko kormoranów. Są. Na jednej konstrukcji siedzi ich 6 osobników. Na "pierwszym piętrze" z całą pewnością 4 kormorany czarne, "piętro" niżej oprócz czarnego jeszcze jeden jakiś odmienny. Odległość spora ale widać w lunecie, że głowa wraz z dziobem oraz szyja jakieś takie "slim", a i na skrzydłach można dostrzec białe "perełki" w pokrywach. To nie jest kormoran czarny. To jest młody kormoran arabski !!! Prawdopodobnie tego samego ptaka raportowała z tego miejsca grupa z "Birdfindera". Pięknie kończy się ten dzień 😀. Odbębniliśmy całe 12 godzin. Czas podziękować mojemu przewodnikowi i się pożegnać. Jutro, tym razem via Amman, wracam do Europy. 

niedziela, 22 września 2019

Tam gdzie benzyna tańsza od wody - część I



Kuwejtem, jako kolejnym miejscem mojej ptasiarskiej podróży, zacząłem interesować się już od kilku lat. Ten leżący na wschodnich rubieżach WestPalu niewielki, pustynny, kraj ma w swoim składzie awifauny "perełki", które kuszą 😉. Różnego typu uwarunkowania sprawiały, że wyprawa na ptaki do tego kraju, gdzie jeszcze przecież zupełnie niedawno trwała wojna, wydawała się logistycznie dosyć trudna. Nie latają tutaj tanie linie, turystyka jest póki co raczej słabo rozwinięta, potrzebna jest wiza, większość gatunków podobno jest do zobaczenia, na zamkniętych terenach, gdzie wstęp jest możliwy tylko z lokalnymi przewodnikami a cena tygodniowych ptasiarskich wycieczek organizowanych przez zachodnie biuro podróży czy też lokalnego przewodnika, przyprawiał o zawrót głowy. No bo wydać 1400 Euro na głowę (bez przelotów) to wydatek kosmiczny, jak dla mnie. Tym bardziej, że aby skompletować pełną listę gatunków po które się tu jeździ, trzeba odwiedzić ten kraj minimum dwukrotnie.

No ale w końcu, po długim szperaniu w internecie i cennych informacjach od skandynawskich i brytyjskich ptasiarzy (znajomych z Corvo) udało mi się zorganizować czterodniówkę w Kuwejcie (z przewodnikiem) w cenie bardzo korzystnej 😊. Wraz z Kasią, pełni obaw, ruszyliśmy więc nad Zatokę Perską.
Tanio docieramy liniami WizzAir do Dubaju. Lecimy tylko z bagażem podręcznym co bardzo ułatwia przemieszczanie się komunikacją publiczną. Mamy kilka nocnych godzin na zobaczenie czegoś z dubajskich atrakcji. Na lotnisku Al-Maktum odprawa graniczna przebiega bardzo sprawnie pomimo dużego natłoku turystów. Wykupujemy kartę NOL (srebrną), która jest niezbędnym "przyrządem" do poruszania się komunikacją publiczną i wsiadamy do autobusu nr 155, którym docieramy do stacji metra, która jest nieczynna. Tutaj okazuje się, że musimy przesiąść się na inny autobus - S1, którym docieramy do innej, czynnej już stacji. Niestety metro nie jeździ po nocy, ale udaje nam się dotrzeć ostatnim kursem do stacji Dubai Mall - w samo centrum miasta. W metrze spotykamy młodego Polaka z dredami na głowie, z którym ucinam krótką pogawędkę. W Dubaju jest nie po raz pierwszy, teraz leci do Indii. Zwraca nam uwagę, że trzeba uważać na linie dzielącą wagon na część męską i żeńską. Nie zastosowanie się do tego, ustalonego porządku, podobno grozi wysokim mandatem. Oczywiście my jesteśmy grzeczni i się stosujemy 😉. W wagonie bardzo "kolorowo". Metro różnych kultur 😊. Kierując się graficznymi wskazówkami wychodzimy na plac z kompleksem fontann. Niestety nie dane nam będzie obejrzeć pokazu łączącego grę światła, muzyki, strumieni wodnych wystrzeliwanych podobno na wysokość 140 m. Za to przed nami największy budynek świata - Burdż Chalifa. Wokół gęsto od "drapaczy chmur". Dubaj, zawsze kojarzył mi się z bogactwem i przepychem. Nie sądziłem, że kiedykolwiek potwierdzę to na własne oczy. Siadamy na trawniku, trochę przytłumieni niesamowitą architekturą, wcinamy domowe kanapki. Wystrój ulic i placów przypomina o zbliżającym się okresie świątecznym: oświetlone figury reniferów, iluminacje na drzewach a nawet postawiony bałwan. Trochę mnie to dziwi ale z drugiej strony czegóż nie robi się aby dogodzić turystom z Europy, którzy tłumnie zjeżdżają się tutaj na okres świąteczno - noworoczny zostawiając przy tym nie małe pieniądze. Wychodzimy na Bulwar Szejka Mohammeda bin Rashida. Łapiemy taksówkę. Sympatyczny kierowca o hinduskiej urodzie pomaga nam znaleźć bankomat. Za przejazd płacimy coś koło 50 zł.

Dubaj nocą - drapacze chmur w otoczeniu sztucznego jeziora z fontannami przy Burdż Chalifa
Pierwotnie Wieża Dubaju a obecnie, na cześć Prezydenta Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Chalifa ibn Zajida Al Nahajjene - Burdż Chalifa - 829 metrów, 163 piętra użytkowe i koszt 1,5 miliarda USD. Najwyższy budynek świata robi wrażenie. 

Dzień 1 - Mamy szczęście

Do Kuwejtu docieramy rano liniami Kuwait Airways. Odprawa wizowa poszła błyskawicznie. Mając elektroniczną wizę trzeba tylko kupić znaczek w automacie za 3 KD. Warto więc mieć te kilka kuwejckich dinarów przy sobie. W Polsce nie jest łatwo je dostać (kurs 11 do 13 zł). Tak a propos waluty kuwejckiej to jeszcze nie spotkałem się z banknotami o nominale 1/2 czy 1/4 lokalnej "złotówki". Niestety coś nie zadziałało i nie spotykamy się tak jak było ustalone z naszym lokalnym przewodnikiem. Czekamy przed terminalem nr 4, rozglądamy się, niewątpliwie rzucamy się w oczy (mam lornetkę na szyi), jesteśmy jedynymi europejczykami. Nie można nas nie zauważyć. "Huston mamy problem !" Chyba po raz pierwszy w moich eskapadach nie mam planu awaryjnego. No ale trzeba się jakoś odnaleźć w tej sytuacji. Póki co bezpłatnym busem dojeżdżamy na terminal 1. Przy postoju taksówek, jak zresztą w każdym szanującym się kraju, znajdzie się zawsze jakaś duszyczka chcąca dorobić, jak to się mówi, "na boku". Ma na imię Sultan i za 5 KD zawiezie nas na Green Island. Oczywiście jest doskonale zorientowany, jak twierdzi, gdzie to jest itd. Okazuje się jednak, że po kilku kilometrach muszę przejąć kontrolę nad nawigacją 😜. Docieramy na rozległy parking. Przed nami Green Island. Ważna dla ptasiarzy miejscówka na m.in. persówkę no i kilka jeszcze innych gatunków topowych w Kuwejcie. Poza autem dogadujemy się, że o 15.00 Sultan wróci po nas i odwiezie do hotelu. W pewnym momencie przechodzi obok nas jakiś gościu z porządnym zestawem do fotografowania. Mijając nas rzuca "Dzień dobry". Pytam się Sultana czy Go zna. Na to Sultan, nie zastanawiając się, przywołuje gościa, coś w stylu "Ej, chodź no tutaj". Tak poznajemy Mika Pope, znanego tu ptasiarza i fotografika z RPA, który rezyduje w Kuwejcie, prowadzi też ptasiarskiego bloga 😊. Na swoim blogu Mike napisze później "Po przyjemnym porannym tenisie zaplanowałem spokojny spacer po Zielonej Wyspie. Kiedy przyjechałem, zobaczyłem parę z lornetką i kamerą, wyglądającą na trochę „zagubioną”. Mike jest niezmiernie sympatycznym człowiekiem, proponuje nam wspólne przeczesanie Green Island w poszukiwaniu persówki. Wstęp na wyspę kosztuje 1 KD, ale co ważne, jeżeli znudzi nam się chodzenie w parku, ale planujemy wrócić tu tego samego dania tylko później, trzeba przy wyjściu poinformować strażników. Zaoszczędzimy wtedy 1 KD 😉bo wejdziemy na ten sam bilet co wcześniej. Co prawda jest już dość późno, ale może jeszcze będziemy mieli szczęście. Przy wejściu do parku głośny i liczny tu bilbil białouchy otwiera moją listę zdobyczy na "kuwejckim froncie". Persówki niestety nie ma, jest już zbyt późno. Mike pokazuje nam rozłożysty krzew w którym najczęściej zbierają się one na nocleg. Kolejnym nowym gatunkiem jest wikłacz rdzawolicy. Obserwujemy  pięknie wybarwionego samca, który trzyma się stałego, niewielkiego rewiru w centralnej części wyspy. No i już jest pięknie 😀. Z innych gatunków spotykamy m.in. synogarlice senegalskie, łowca krasnodziobego i czaplę rafową

Bilbil białouchy (Pycnonotus leucotis)
Wikłacz rdzawolicy (Ploceus galbula)
Synogarlica senegalska (Streptopelia senegalensis)
Czapla rafowa (Egretta gularis)
Ponieważ do 15-tej mamy jeszcze mnóstwo czasu, Mike proponuje nam wspólne odwiedzenie zatoki Sulaibikhat, gdzie może trafimy na krabożery. Po drodze odwiedzamy kolejne miejsce na persówkę, a mianowicie ogród przy Kuwejckim Instytucie Badań Naukowych (KISR). Co prawda teren jest "ogrodzony" ale persówki, jak są,  bez problemów dają się obserwować też i zza ogrodzenia. Jednak dzisiaj nic z tego nie będzie. Jest już zbyt późno. Czekamy na brzegu na przypływ, który powinien przygnać bliżej linii brzegowej liczne siewkowce żerujące teraz hen, hen daleko. Niestety nie widzimy krabożerów. Bez lunety udaje nam się oznaczyć krwawodzioby, sieweczki pustynne, biegusy malutkie, zmienne. Obecne są flamingi, czaple rafowe w obu formach barwnych i siwe oraz mewy: śmieszki, żółtonogie i cienkodziobe. Co jakiś czas przemykają rybitwy krótkodziobe. Uwagę naszą póki co przykuwają śmieszne 2 gatunki skoczków mułowych: Periophthalmus waltoni (mniejszy ale za to bardziej czupurny) oraz Boleophthalmus dussumieri. Są "złodziejami czasu" 😉, ich gonitwy i walki można byłoby obserwować godzinami.


Zatoka Sulaibikhat przyciąga w okresie migracji tysiące ptaków wodno-błotnych 
Periophthalmus waltoni (ten mniejszy, cętkowany) i Boleophthalmus dussumieri
Boleophthalmus dussumieri w całej okazałości
Rybitwa krótkodzioba (Gelochelidon nilotica) w locie
Bilbile białouche (Pycnonotus leucotis) są wszędzie
Wracamy na Green Island. Po drodze Mike sugeruje nam abyśmy podczas pobytu odwiedzili tez mijany właśnie Shaheed Park, dobre miejsce na dzierzby. Żegnamy się z naszym doraźnym przewodnikiem. Mike proponuje abyśmy utrzymywali kontakt poprzez whatsapa, będzie starał się nam przesyłać na bieżąco miejsca obserwacji co ciekawszych gatunków. Na pamiątkę dostaje od nas wyprawowy T-shirt z krabożerem. Chyba jest mile zaskoczony.
Wchodzimy ponownie na Green Island. Zrobiło się tłoczno. No ale co się dziwić, mamy przecież piątek, a więc początek weekendu. Zaczyna się rodzinne grillowanie.

Green Island - pikniki rodzinne
Obchodzimy wyspę dookoła ale nie znajdujemy "nowych" ptaków. Odczuwamy już zmęczenie. Zbliża się 15, najwyższy czas udawać się na parking. Nasz Sultan spóźnił się dobre pół godziny wzbudzając w nas niepokój. Okazało się, że ... zaspał 😊. Docieramy więc do hotelu. Na oderwanym kawałku kartki nasz kuwejcki "przyjaciel" zostawił nam swój numer telefonu. Na wszelki wypadek. Cały czas nie daje mi spokoju dlaczego nie spotkaliśmy się z Pekką - naszym umówionym przewodnikiem. Hotel "Royal Inn" z królewskim mianem niewiele miał wspólnego. Grzyb na ścianie, o ręczniki trzeba było się upomnieć, przeciekający brodzik od prysznica a na dodatek uszkodzony zamek w drzwiach, który nie pozwalał zamknąć ich po wyjściu z pokoju. Ale generalnie czysto, trzeba pochwalić sympatyczną, zawsze uśmiechniętą obsługę no i dobrą lokalizację (blisko Carrefour z bankomatem, ulica z licznymi knajpami, no i nasza wypożyczalnia samochodów). Piszę maila do Pekki.

Dzień 2 - Jest 700 ! 


Udajemy się po samochód. Pojawia się problem, gdyż powinniśmy być po niego wczoraj wieczorem. Całkiem wyszło mi to z głowy. Ale udaje się pojazd zorganizować. Pojawia się kolejny problem. Okazuje się nim moje międzynarodowe prawo jazdy, oczywiście takie wydane w Polsce. Generalnie nie ma w nim podanych nazw krajów na obszarze których uprawnia ono do kierowania pojazdami. Trochę trwało zanim Ahmad potwierdził, że mogę jeździć. Trwało to wszystko długo, ale dzięki temu mogliśmy napić się dobrej kawy 😊. W końcu siadam za kierownicą Po raz pierwszy mam w rękach automat. Widzę trochę przerażenia w oczach Ahmada, kiedy obserwuje moje poczynania przy cofaniu. No ale szybko opanowuję wajchę od skrzyni biegów. Jedziemy na kraskę orientalną. Poruszanie się pojazdem po kuwejckich drogach, szczególnie w godzinach szczytu i w centrum miasta, stanowi nie lada wyzwanie. Z każdym przejechanym rondem nabieram jednak wprawy i strach powoli ustępuję. Docieramy do parku koło Adan Hospital. Kraskę namierzamy bardzo szybko. Siedzi sobie na czubku latarni przy parkowej alejce w otwartym terenie. Nie ma problemu z podejściem jej na kilkanaście metrów. Pięknie się ten dzień rozpoczął 😊.

Park koło Adan Hospital cieszył się tej zimy dużą popularnością wśród ptasiarzy. Obrała go sobie jako miejsce zimowania kraska orientalna (Coracias benghalensis)
Kraska orientalna (Coracias benghalensis) ostatnio pojawia się zimą w Kuwejcie dość regularnie, nie zawsze jednak w miejscu ogólnie dostępnym
Kraska orientalna (Coracias benghalensis)
Kraska orientalna (Coracias benghalensis)


Mike, zgodnie z obietnicą wczoraj podesłał nam lokalizację miejscówki na dżunglotymala afgańskiego. Co najważniejsze w miejscu gdzie nie trzeba nikogo prosić o zgodę na wejście, bo da się je obserwować z pobocza drogi 😊. No to trochę drogi przed nami bo prawie pod iracką granicę. Wydostajemy się w końcu poza strefę miejskiej zabudowy. Wokół nas surowe pustynne krajobrazy. Ruch na autostradzie niewielki. Mijamy ogromne obszary rafinerii, którym towarzyszą słupy ognia. Kopaliny to przecież główne bogactwo Kuwejtu. Z drogi dostrzegamy całe osiedla namiotowe. To zapewne miejsce zamieszkania robotników. Zatrzymujemy się na stacji benzynowej. Tutaj jeździ się wyłącznie na benzynie, no i warto jest mieć gotówkę bo terminale płatnicze obsługują z reguły tylko lokalne transakcje. Za 2 KD wlewamy 23,5 litra benzyny czyli za litr płacimy ... polską złotówkę. W przydrożnym ruchomym sklepiku dokonujemy zakupu opakowania wody mineralnej płacąc za 4 litry - 1 KD czyli za litr płacimy aż 3 zł 😲.


Skoro jest pustynia muszą być i wielbłądy 😉

Miejscówka wskazana przez Mika do atrakcyjnych nie należy. Ogrodzone uprawy przy drodze, a w przydrożnych rowach po obu stronach m.in. padłe, rozkładające się owce. Godziny południowe nie prowokują ptaków do aktywności. Trwamy jednak w tym miejscu wzbudzając zainteresowanie mieszkańców, m.in. dwóch młodych kobiet jadących samochodem z dziećmi. Uśmiechnięte rozmawiają z Kasią pytając skąd jesteśmy i co tutaj robimy. Zatroskane pytają czy mamy wodę do picia. Po paru minutach wracają do nas z ... lodami 😄. Trafia się też i jakiś właściciel pobliskiego gospodarstwa, zapraszając nas w gościnę, jak już znajdziemy "tego ptaka". A tymala jak nie było tak nie ma. Mamy za to póki co dzierzbę pustynną - jakby nie było tick ! W końcu nasza cierpliwość zostaje nagrodzona. Kasia jako pierwsza dostrzega na ogrodzeniu przy drodze "dziwnego ptaka". Po chwili cieszymy się z obserwacji całego stadka dżunglotymali afgańskich 😊 . 

Dzierzba pustynna (Lanius isabelinus)
Poczęstunek - na ochłodę 
Dżunglotymal afgański (Turdoides caudatus) - jakby nie było nr 700 na mojej liście WestPalowej

Dzień 3 - Krabożery  


Godziny przedpołudniowe spędzamy w Parku Fintas. Stąd raportowano w ostatnich dniach kilka bilbili czerwonoplamych. Park jest niewielki, obchodzimy go kilkukrotnie ale interesującego nas pierzastego obiektu nie odnajdujemy. W stadzie wróbli za to udaje nam się wypatrzeć wikłacza rdzawolicego. Kawa z tutejszego Starbucksa smakuje wybornie. 

No gdzież te bilbile ?
Dzierzba białoczelna (Lanius nubicus)

Zbliża się południe więc czas na przemieszczenie się nad zatokę Sulaibikhat. Powinny być krabożery, jak informował nas wczoraj wieczorem Mike. Rzeczywiście są !!! Stadko ponad 30 ptaków żeruje dość blisko brzegu. Wpada nam kolejny "topowy" gatunek 😄.

Krabożery (Dromas ardeola)
Krabożer (Dromas ardeola)
Krabożer (Dromas ardeola)

Flamingi różowe (Phoenicopterus roseus)

Odpisał Pekka. No jest kwas. Podobno Pekka był na lotnisku a gdy nas nie odnalazł przyjechał do hotelu i na recepcji zostawił numer swojego telefonu. Sprawdzamy. Istotnie, pan recepcjonista przypomina sobie, że i owszem jest dla nas informacja 😠. Ręce opadają. No ale już się tego nie odkręci.

Dzień 4 - Persówki na koniec  

Ostatni dzień ptaszenia. Wcześnie rano podjeżdżamy pod ogrodzony teren KISR. Już z daleka widzę w czubkach krzewów kilka większych ptaków z długimi ogonami. Czyżby ? Po chwili nie mamy już wątpliwości. Stadko persówek, myślę, że ponad 20 ptaków zarówno dorosłych samców jak i ptaków w upierzeniu samic, które nocowały w gęstych koronach niskich drzew, budzi się do życia. Po kilkunastu minutach, w grupkach po kilka, zaczynają się rozlatywać. Uff !!! Tak więc wszystkie ważne gatunki z kuwejckiej zimowej listy odhaczone 😀.


Persówka (Hypocolius ampelinus) - dorosły samiec
Persówka (Hypocolius ampelinus) - dorosły samiec
Persówka (Hypocolius ampelinus) - dorosły samiec

Jedziemy do Shaheed Parku. Pod obszarem parku ogromny podziemny parking za free. Park z dużą ilością otwartych przestrzeni. Nic dziwnego, że to podobno dobre miejsce na dzierzby. Spotykamy Pekkę z grupą Finów. Wreszcie możemy sobie wyjaśnić jak to się stało, że spotykamy się w zasadzie dopiero w ostatnim dniu naszego pobytu. Myślę, że rozstajemy się w dobrej atmosferze. Umawiam się już z Nim na wiosenną wizytę. W paku spotykamy gąsiorki, dzierzby białoczelne, pewne dzierzby pustynne natomiast pewnych dzierzb rdzawosternych raczej nie widzimy, chociaż nie można też tego wykluczyć, bo młode ptaki obu gatunków są wyglądem do siebie bardzo podobne. Parki miejskie w Kuwejcie są bardzo zadbane i stanowią doskonałe miejsce do obserwowania ptaków. Najczęściej nie ma problemów z zaparkowaniem przy nich samochodów, a ponieważ są zielonymi wyspami z wodą przyciągają ptaki niczym magnes.


Shaheed Park
Shaheed Park
Shaheed Park
Czyżby dzierzba rdzawosterna (Lanius phoenicuroides) ?
Gąsiorek (Lanius collurio)
Dzierzba pustynna (Lanius isabelinus)

Shaheed Park był ostatnim miejscem, które odwiedziliśmy w Kuwejcie w poszukiwaniu ptaków. Wyprawa, dzięki różnym zbiegom okoliczności okazała się nisko budżetowa ale pozwoliła na zaliczenie większości topowych gatunków ptaków z kuwejckiej listy 😉. Jednak z reguły nigdy nie jest tak, że udaje się zobaczyć wszystko. Wiosną trzeba będzie powrócić aby ta listę jeszcze uzupełnić. 

Bez problemów i dodatkowych kosztów udaje się nam zdać samochód. Jutro rano rozpoczynamy powrót via Dubaj do zimowej aury.