piątek, 30 lipca 2021

Mój Wielki Rok - lipiec 2021



29 lipiec

Człowiek moich gabarytów raczej w samochodzie nie ma szans się wyspać. "Połamany" ruszam więc do przodu wraz z pierwszymi oznakami budzącego się dnia. Krajobraz niby rolniczy ale jakiś dziwny. No tak wjechałem do tytońlandii. Chyba pierwszy raz mam okazję oglądać pola kwitnącego tytoniu. Moją uwagę przykuwają dziwne metalowe konstrukcje na kołach stojące wśród tytoniowych pól. Postanawiam temat zgłębić później a teraz pędzę do Olchowca nad Tanwią by zająć stanowisko obserwacyjne na potencjalnej trasie przelotów gadożera, który ma fruwać po żarełko dla przychówku właśnie w dolinę Tanwi. Tkwię przy moście dobre 3 godziny. Na gadożera w tym czasie się nie doczekałem. W ogóle z drapolami krucho. Jadę więc do Zamchu. Zasiadam na ambonie i czekam. Jestem teoretycznie bliżej gniazda. Wszyscy w tym roku zaliczali gadożera właśnie z tego miejsca. Ja też tu byłem tej wiosny. Czy go widziałem ? Hmm. Jeżeli już no na tyle słabo, że muszę tu tkwić w dniu dzisiejszym. Czyli do poprawki. Zbliża się południe. Z lasu wylatuje orlik krzykliwy. Są i trzmielojady

Kwitnący tytoń
Otwarte przestrzenie między Olchowcem a Zamchem. Tutaj spodziewałem się spotkać gadożera
Orlik krzykliwy Aquila pomarina

Gadożera jednak brak. To nie jest dobra informacja. Tu nie tylko chodzi o moją listę gatunkową ale nie jest wykluczone, że mogło dojść do straty lęgu. Stąd gadożery nie pojawiają się. Kręcę się jeszcze po okolicy. Może gdzieś na nie natrafię. Póki co mam okazję przyjrzeć się obskubywaniu z liści sadzonek tytoniu z owej tajemniczej dla mnie metalowej konstrukcji. Rozmawiam z sympatycznym właścicielem uprawy, który stoi na "piętrze" powoli sunącej do przodu maszyny (rwaczki) i odbiera dostarczane z dołu taśmą liście, które układa w specjalnych metalowych ramkach. Początkowo myślałem, że ta konstrukcja to rodzaj kombajnu, ale okazało się, że na "parterze" siedzi w gąszczu tytoniowych sadzonek trójka "dobrze ukrytych" pracowników, którzy obrywają ręcznie tytoniowe liście. Tytoń z tego pola trafi m.in. do krajów arabskich, jako wkład do "sziszy". Ciekawość ma została więc zaspokojona. Wracam do ptasiarstwa. 

Lubelszczyzna tytoniem stoi. Okolice Olchowca
Wreszcie wyjaśniło się do czego służą napotkane w polach tytoniu metalowe konstrukcje. To rwaczki.
Oberwane, przez siedzących na "parterze" maszyny ludzi, tytoniowe liście trafiają za pomocą taśm na "piętro" gdzie układane są w specjalnych metalowych ramkach...
...a następnie nabijane na metalowy "grzebień". Tak przygotowane ramki trafiają na ciągnik, który odstawi je do suszarni
Ramki z gotowymi do suszenia liśćmi tytoniu czekają 

Ponieważ z gadożerem w tych okolicach nie wyszło postanowiłem pojechać na jedno z kultowych dla ptasiarzy miejsc Lubelszczyzny - "Krowie Bagno". Nigdy tam nie byłem a dodatkowo jest szansa na zaliczenie błotniaka stepowego, drugorocznego samca, który kręci się po tamtejszych łąkach od wiosny. Postanowiłem jeszcze zasięgnąć języka co  u Darka Piechoty, co i gdzie na tym terenie. I tu niespodzianka informacyjna. Darek stwierdził, że jest szansa również i na gadożera. Mocno zmotywowany tą informacją na "Krowie Bagno" trafiam pod wieczór. Siedzący na asfalcie przed Krychowem samiec błotniaka łąkowego jest zapowiedzią mam nadzieję udanego następnego dnia. Póki co dopasowuje się w wolną przestrzeń we wnętrzu mojej skody. Doświadczenie już mam. Sen przychodzi szybko. 

"Krowie Bagno" - droga do Krychowa. Samiec błotniaka łąkowego Circus pygargus o zachodzie słońca.

28 lipiec

Wyruszam na Lubelszczyznę. Po drodze jednak zajrzałem na stawy w Budzie Stalowskiej. Na mojej liście Wielkiego Roku brakowało mi podgorzałki. Gdzie jak gdzie ale w głównej ostoi tego gatunku w Polsce, zobaczenie jej nie powinno nastręczyć mi trudności. Jedyną przeszkodą, z którą musiałem walczyć był upływający dzień. Okazało się, że nie będę musiał tu nocować 😉. Dosłownie w ostatnich promieniach kryjącego się za horyzontem słońca udało mi się na niewielkich stawikach po stronie zachodniej ogromnego kompleksu stawowego wypatrzeć nie tylko pojedyncze dwa kaczory (chyba ? 😉), ale również 3 samice wodzące odpowiednio 6, 7 i 7 piskląt. Cel został więc osiągnięty. Ranek przywita mnie już na Lubelszczyźnie 😊.

Podgorzałka Aythya nyroca - samica nr 1 z 6 pisklętami
Podgorzałka Aythya nyroca - samica nr 2 z 7 pisklętami. Te maluchy były wyjątkowo żwawe
Podgorzałka Aythya nyroca - samica nr 3 z 7 pisklętami
Podgorzałka Aythya nyroca 
Podgorzałka Aythya nyroca 

16 lipiec

Ponownie wróciłem na tatrzańskie szlaki. Tym razem towarzyszy mi Tobiasz. W Kuźnicach pod kolejką na Kasprowy Wierch dołączamy do "śląskiego kwartetu" czyli Jacka Betlei, Adama Dybicha, Karoliny Skorb i Bogusia Horbanowicza. To nie było spotkanie przypadkowe oczywiście 😉. Wraz z Jackiem mamy podobne braki na liście Wielkiego Roku. O "alpejskie gatunki" postanowiliśmy powalczyć więc wspólnie. Przy kasach tłum gęstnieje z każdą minutą, mamy tą przewagę, że bilety kupiliśmy on-line. Dawno mnie tu nie było. Jestem mile zaskoczony. W wagoniku drogę ku szczytowi umila lektor opowieściami o mijanych ciekawostkach wplatając w to też wydarzenia historyczne. Pogoda wyśmienita więc i krajobrazowo jest co podziwiać 🌄. Tuż pod wierzchołkiem Kasprowego dostrzegamy grupkę kilku kozic tatrzańskich. Z tarasu restauracyjnego obserwujemy świstaki, jednak płochacze halne niestety na nas tu nie czekają. Wdrapujemy się więc pod stację meteo. Płochaczy jak nie było tak nie ma. Trochę mnie to niepokoi. Kasprowy ma przecież, tak jak Kościelec czy Świnica, swoje stacjonarne płochacze. Gdzież one się podziały ? W końcu pojawia się jeden w dole na dachu budynku stacji wyciągu. Szybko jednak się zawija i tyle go widzieliśmy. No tak to ja się nie bawię. Co jak co ale nie mieć porządnego zdjęcia płochacza ? Po dłuższym okresie czasu pojawia się znów, już standardowo czyli przy turystach przesiadujących na skałach. Szuka "papu". Widać jeszcze jest za wcześnie na jakieś ochłapy bo po minucie już go nie ma. Za to nad kopułę szczytową Kasprowego zaczyna  nadciągać gęsta mgła. Kopciuszek mający gniazdo z młodymi pod belką dachu stacji uwija się jak w ukropie z kolejnymi dostawami " żywego białka" dla swoich maluchów. Z Adasiem nie odpuściliśmy i nasza determinacja została w końcu nagrodzona. Płochacz halny ląduje w końcu na skale tuż przed nami. Tylko ta gęstniejąca mgła. No ale nie ma co narzekać. Płochacz uwieczniony 😊. 

Widok z Kasprowego Wierchu na Giewont
Świstak tatrzański Marmota marmota latirostris - jeden z dwójki tłuściochów  
Dzwonek alpejski Campanula alpina - tatrzańska specjalność
Kozica tatrzańska Rupicapra rupicapra tatrica
Czerwone Wierchy z Kasprowego

Płochacz halny Prunella collaris 

Idziemy w kierunku Suchej Przełęczy. Jacek widział dwa przelatujące siwerniaki, są też i świergotki łąkowe. Przy szlaku znów pojawia się płochacz halny. Czekając aż mgła zniknie podziwiamy okazy tatrzańskiej flory, które fachowo rozpoznaje Karolina. W końcu mamy słońce. Trawersujemy zbocze Beskidu bo dostrzegamy siwerniaka z pokarmem. Rzeczywiście po chwili zjawiają się przy nim dwa podloty. Czyli siwerniak zaliczony. Dodatkowo przy nas zjawia się płochacz halny 😀. Niestety radość z tego faktu trwa krótko. Jacek sprowadza mnie na ziemię. "Jesteśmy po stronie słowackiej" - twierdzi, "tak jak i siwerniaki". Ma rację. Przed nami słowacka Dolina Cicha. Siwerniak pozostaje dalej w sferze moich marzeń. Muszę szukać szczęścia przy zejściu żółtym szlakiem Suchą Doliną Stawiańską do Doliny Gąsienicowej. I szczęście mi dopisuje. W jej górnym odcinku słyszymy śpiewającego siwerniaka. Mniej więcej w tym samym rejonie, w którym widział wcześniej przelatujące dwa osobniki Jacek. Fajnie bo można bezpośrednio porównać śpiew siwerniaka ze śpiewem tokującego blisko nas świergotka łąkowego. Uff !!!

Widok na Kryvań a w dole fragment Cichej Doliny z Suchej Przełęczy
Siwerniak Anthus  spinoletta
Płochacz halny Prunella collaris

Teraz czas na wypatrzenie czeczotki brązowej. Płaty kosówki ciągnące się wzdłuż czarnego szlaku do Zielonego Stawu to podobno dobra miejscówka. Tak przynajmniej twierdzi pracujący w TPN Staszek Broński. I rzeczywiście najpierw widzimy i słyszymy przelatującą nad naszymi głowami pojedynczą czeczotkę. Jesteśmy blisko stawu Troiśniak. W tym malowniczym miejscu postanawiamy się posilić i cierpliwie czekać na czeczotki. Cierpliwość się opłacała. Zjawił się samczyk, który zaczął intensywnie śpiewać. Niestety byłem jedyny, któremu udało się zrobić jakąś fotkę przed spłoszeniem go przez grupkę turystów. Na szlaku zaczyna się robić tłoczno. Znak, że tłumy turystów już dotarły do "Murowańca" i ruszają dalej. Rezygnujemy z dojścia do Zielonego Stawu. Wracamy. I to był dobry krok, bo już po chwili możemy obserwować kolejnego samczyka czeczotki brązowej, który przeszukuje intensywnie gałązki kosodrzewiny. Przed "Murowańcem" trafiamy jeszcze na stadko krzyżodziobów świerkowych. W "Murowańcu" tłumy. Szybkie piwko, "siusiu" i schodzimy do Kuźnic. Szeroki kamienisty chodnik niestety początkowo wiedzie pod górę. Mijamy zalesione fragmenty. W pewnym momencie o swojej obecności przy szlaku informuje nas charakterystycznym skrzeczeniem orzechówka. Po chwili zajmuje czubek świerczka i skrzeczy dalej. Super ! To taki bonusik dla mnie, chyba za tą mozolną "wspinaczkę". Czwarty gatunek dzisiaj do listy w Moim Wielkim Roku. 

Fragment Doliny Gąsienicowej z płatami kosówki - siedlisko czeczotek brązowych. W centralnej części Kościelec (2155 m n.p.m) a w chmurach Świnica (2301 m n.p.m)
Omieg kozłowiec Doronicum clusii - kolejna specjalność Tatr

Czeczotka brązowa Acanthis cabaret - samiec
Czeczotka brązowa Acanthis cabaret - samiec
Orzechówka Nucifraga caryocatactes

Oczy nasycone no to teraz trzeba wykrzesać jeszcze siły aby zejść do Kuźnic. A tych sił coraz mniej. Nie wiem czy lepiej jest podchodzić czy schodzić ? To taki stały element górskich rozważań. W każdym razie dochodzimy do Karczmiska (Przełęcz między Kopami). W dół wybieramy szlak żółty Doliną Jaworzynki. Adam z Bogusiem zostali trochę z tyłu co zaowocowało, że wybrali drogę w dół szlakiem niebieskim. W każdym razie wykończeni spotkaliśmy się wszyscy praktycznie w tym samym momencie. Nasza czwórka miała jeszcze okazję obserwować nad Doliną Kondratową krążącego sokoła wędrownego. To był męczący ale owocny wyjazd. Kiedy z Tobiaszem dochodzimy do parkingu zaczynają spadać pierwsze krople deszczu. Za chwilę leje jak z cebra. Taki to już urok gór 😉

Ekipa w komplecie (fot. Jacek Betleja)