piątek, 26 listopada 2021

Mój Wielki Rok - listopad 2021

 


25 listopada

Pierwsze podejście pod nura pacyficznego wykrytego przez Zbyszka Kajzera na jeziorze Miedwie zakończyłem ... kilkaset metrów od domu. Miałem w tym wszystkim wiele szczęścia bo mogło to się zakończyć zupełnie inaczej. Młoda panna w samochodzie swojej mamusi była pewnie tak podekscytowana komplementami serwowanymi przez siedzącego obok kawalera, że znak STOP umknął jej uwadze 💥. Efekt - jestem bez swojego auta. Ale jakoś trzeba sobie radzić. Noc zarwana, bo niestety wszystko to długo trwało, ale po 3 godzinach z miejsca zderzenia odjeżdżam wypasionym oplem. Nur musi jeden dzień poczekać. I co najważniejsze, jak się okazało, poczekał 😋. 
Następnego dnia dotarłem nad Miedwie do Wierzchlądu jako pierwszy. Po chwili pojawiła się ekipa wrocławska i poznańska. Jest nas 7 osób. To powiedzmy sobie szczerze jak na wagę gatunku, który przyjechaliśmy tutaj zobaczyć niewiele. Ale to może i dobrze bo molo (chyba trochę zbyt szumna nazwa bo to bardziej pomost 😀) jest wąskie. Na szczęście z jednej strony jest barierka, która chronić nas będzie, gdyby ktoś w przypływie nadmiernych emocji i chęci zobaczenia ptaka nieopatrznie zrobił "fik" w zimną toń 😁.
Aura nie jest najgorsza. Niebo zaciągnięte ciemnymi chmurami ale nie pada, wiatr też nie jest zbyt uciążliwy. Jest już na tyle jasno, że można dostrzec po środku jeziora stado perkozów: dwuczubych i rdzawoszyich, jest też stadko gągołów. Wszyscy w skupieniu skanują lunetami olbrzymi akwen. W końcu Wojtek Marciniak informuje, że widzi jakiegoś nura, który jest jednak w znacznym oddaleniu nie tylko od nas ale i od stada perkozów czyli praktycznie przy drugim brzegu. Po chwili wszyscy mają już go w lunetach. Jedno jest pewne nie jest to nur rdzawoszyi. A więc jest dobrze 😉. Ptak zdecydowanie tnie falującą toń po skosie co powoduje, że ten ogromny dystans do nas zaczyna się skracać. Teraz już z całą pewnością możemy powiedzieć, że nie ma charakterystycznej dla nura czarnoszyjego białej plamy na boku. Nur w końcu podrywa się do lotu i ląduje wśród perkozów około 300 metrów od nas. Niestety jak to się mówi na "12" czyli na przedłużeniu wąskiego pomostu. "Miodzio" dla tych stojących na przedzie. Pozostali muszą poczekać aż obiekt przemieści się w kierunku północnym. Na szczęście po chwili już wszyscy możemy oglądać kandydata na nura pacyficznego. Generalnie ptak o bardzo ciemnym ubarwieniu wierzchu przy braku odpowiedniego światła. Sylwetka tego nura sprawiała wrażenie takiej przysadzistej, "krótkiej". Głowa okrągła z dość delikatnym dziobem. Szerokie "karczycho". Tył szyi i wierzch głowy w odpowiednim świetle były szare (może nawet niebieskoszare) co kontrastowało z pionowymi ciemnymi pasami po bokach szyi. Na grzbiecie w odpowiednim świetle można było dostrzec jasne zakończenia piór układające się w "fale", a więc wzór odpowiedni dla ptaka młodego. Pasek na szyi pod gardłem raz był widoczny innym razem już nie był taki oczywisty. Muszę się przekonać jednak do phonoscopingu bo znowu jestem bez dokumentacji 😏. Za to Wojtek Marciniak nakręcił bardzo przyzwoite jakościowo filmiki, z których kilka stopklatek, za zgodą oczywiście autora, mogę pokazać w mojej relacji. No i aby być precyzyjnym  to dodam jeszcze, że widziałem też dwa nury czarnoszyje i jednego nura rdzawoszyjego, ale one akurat trzymały się zupełnie na obrzeżu perkozowego stada.
Stado perkozów wraz z nurem pacyficznym przed 10 zaczęło dryfować w kierunku północno-zachodnim oddalając się coraz bardziej od nas. Dalsza nasza obecność chyba już nie miała większego sensu. Na pomoście nastąpiła wymiana obserwatorów 😉.

Nur pacyficzny Gavia pacifica - widoczna obróżka na szyi
Wszystko wskazuje na to że młody nur pacyficzny Gavia pacifica z jeziora Miedwie będzie jedynką dla Polski. Brawo Zdenek !!!
Nur pacyficzny Gavia pacifica
Nur pacyficzny Gavia pacifica

Z ekipą wrocławską. Od lewej Maks Bojarowski, ja, Jacek Zygadło i Wojtek Marciniak. Fotkę strzelił nam Michał Szumski. Dzięki


15-16 listopada

Świstunka brunatna (Phylloscopus fuscatus) wykryta przez Zbyszka Kajzera na oczyszczalni w Pobierowie w Dniu Niepodległości okazała się wyrozumiała i zaczekała te kilka dni i na mnie 😉.  

Nie mogłem jechać od razu po tłiczu czerniczki co byłoby rozsądne bo miałem wówczas do niej 200 km no ale nie zawsze są te możliwości czasowe.

Po nocnej jeździe dotarłem do Pobierowa. Zdenek podał mi dokładnie jak i gdzie mam podjechać. Wskoczyłem w gumiaki (całe szczęście że je zabrałem) i przebrnąłem przez błoto do kępy krzewów w której najbardziej lubiła przesiadywać świstunka brunatna. Może minęło około 5 minut jak już mogłem cieszyć się ze zdobyczy. A zdobycz dla mnie to nie byle jaka bo nie tylko do listy Wielkiego Roku ale i to nowość na mojej liście krajowej 😁. Liczyłem co prawda, że zobaczę ją już podczas jesiennego "Weekendu Rzadkości" ale … Stachu nie marudź 😉. Niestety ptak mega skryty pojawiający się na ułamek sekundy w miejscach bardziej wyeksponowanych nie dawał możliwości na wykonanie jakiejś fotki, przynajmniej nie moim sprzętem. Świstunka przemieszczała się to tu to tam zawsze dając o sobie znać głosem z dna gęstwiny. Zdobyłem trochę nagrań więc dowód spotkania mam. Głos świstunki zwabiał raniuszki a w krzewach uwijały się zdecydowanie mniej skryte pierwiosnki. Ptak z Dalekiego Wschodu był aktywny głosowo, z dłuższymi przerwami, praktycznie przez cały okres mojego pobytu czyli w zasadzie cały dzień. Po jakimś czasie pojawili się też dwaj ptasiarze z regionu zachodniopomorskiego no ale zdobyczy zdjęciowych ze spotkania z tą syberyjską świstunką nikt nie posiadł. Pogoda również nie była łaskawa. Ciężkie chmury, wilgotno i zimno…ponuro i przygnębiająco. Zostaję do jutra. Może się uda ?


Raniuszek czarnobrewy Aegithalos caudatus europaeus


Następnego dnia scenariusz bardzo podobny, pogodowo również choć miało być słońce. Ptak czmychający między zielskiem, aktywny głosowo, dający się zobaczyć jedynie przez ułamek sekundy. Byliśmy dzisiaj w czwórkę. Zdjęć nikt nie zrobił. Stymulacja niewiele pomogła a w zasadzie nie pomogła wcale. Pozostaje cieszyć się tym co się ma i wracać. Kolejne 1 100 km w kołach.



12 listopada

Po pięknej wczorajszej aurze dzisiaj pogoda diametralnie się zmieniła. Jest pochmurno a przez to ponuro. W drodze do Żnina jazdę utrudniały gęste mgły. Dotarłem do Jeziora Żnińskiego Dużego gdzie wczoraj Wiesiek Bagiński wykrył młodą czerniczkę Aythya collaris. Pozostało tylko ustalić mniej więcej gdzie kaczucha się trzyma. W końcu udało mi się dodzwonić do Wiesia, który precyzyjnie określił gdzie mam szukać. Warunki obserwacji komfortowe. Różnogatunkowe zgrupowanie blaszkodziobych (głowienki, czernice, ogorzałka, krzyżówki, łabędzie nieme) trzymało się wschodniego brzegu jeziora i można było je obserwować spacerując chodnikiem wzdłuż ulicy Wilczkowskiej w Żninie. Jedyną przeszkodą były rosnące wzdłuż brzegu jeziora drzewa, które trochę ograniczały widoczność. Czerniczkę udało mi się odnaleźć dość szybko. Spała z głową na grzbiecie, a więc w charakterystyczny sposób dla kaczek. Jej trójkątny kształt głowy od razu rzucał się w oczy i nie miałem wątpliwości, że to ona. Dołączył do mnie Robert Sopoliński. Północnoamerykański przybysz w końcu się ożywił pokazując się w całej okazałości. Szkoda tylko, że nie pokazało się choć na chwilę słońce. 

Czerniczka Aythya collaris - charakterystyczny szpiczasty czubek głowy
Czerniczka Aythya collaris z samicą głowienki Aythya ferina
Czerniczka Aythya collaris
Czerniczka Aythya collaris
Czerniczka Aythya collaris
Czerniczka Aythya collaris - styl grzbietowy 😉
Czerniczka Aythya collaris
Czerniczka Aythya collaris
Czerniczka Aythya collaris
Czerniczka Aythya collaris w towarzystwie innych kaczek
Czerniczka Aythya collaris


                                                             11 listopada 

Narodowe Święto uczciłem nadrabianiem zaległości w "papierach". I kiedy wydawało się, że w "pracy twórczej" nikt mi nie będzie przeszkadzał zadzwonił "Dziku". Pogadaliśmy trochę m.in. o najbliższych planach w Wielkim Roku po czym wróciłem do pracy. Nie na długo. Dzwoni Sławek Dąbrowski. "Stasiu wiesz, że na Walewicach jest siewka złotawa ? Właśnie jadę". A skąd miałem wiedzieć jak od kilku dni PGL nie działa ? Bida jak cholera bez tego PGL-a 😀. Szybka decyzja. Jest godzina 14:40. Na szczęście jest słonecznie więc jest szansa, że dotrę na miejsce kiedy będzie coś jeszcze w lunecie widać. Do stawów w Walewicach nie mam daleko. Niecała godzina jazdy. Dzisiaj było to znacznie szybciej 😉. Nigdy wcześniej na tym obiekcie nie byłem. A to dlatego, że podobno właściciel nie jest przychylnie nastawiony do ptasiarzy. Sławek podesłał mi pinezkę gdzie zostawił swój samochód. Docieram w to miejsce. Okazuje się jednak, że w międzyczasie wysłał mi kolejną, z dokładnym już miejscem gdzie mam dojechać. Niestety nie dotarła. Wysyła kolejny raz. Czas nieubłaganie ucieka, słońce coraz niżej. Nawigacja pokazuje mi że mam tam jeszcze 6 km i 10 minut. O nie, to nie na moje nerwy. Wbijam się w jakąś drogę przy stawach. Nie jest źle bo póki co jest wyłożona płytami betonowymi. Okazuje się po chwili, że jest to droga... po grobli stawów 😲. No fajnie. Tylko teraz tego trzeba aby pojawił się z naprzeciwka jakiś "strażnik". Na szczęście bez niespodzianek docieram do grupki ptasiarzy: Marcin Charymski, Marcin Faber, Staszek Turowski, Sławek Dąbrowski i Janek Fuss, który stwierdził: "Stasiu, podziwiam Twoją odwagę, bo do takich jak Ty tutaj strzelają". Oczywiście nawiązał do mojej jazdy po grobli no i oczywiście żartował 😂. Za to takiego komfortu obserwacji jeszcze nie miałem. Trzy lunety Swarowskiego do mojej dyspozycji wycelowane w skrzydlaty obiekt. Fajnych mam tych kolegów 😁. Siewka złotawa początkowo żerowała sobie spokojnie w grupie siewek złotych i czajek a następnie zaczęła intensywną kosmetykę upierzenia połączoną z kąpielą. Była wyraźnie mniejsza od siewek złotych, miała ciemny wierzch głowy (czapeczka), wyrazistą jasną brew, a na pokrywach usznych wyraźną ciemną plamkę. Niestety w locie jej nie widziałem. Istotnie dotarłem w ostatnim momencie aby móc nacieszyć się obserwacją. Słońce za chwilę zniknie za horyzontem. Dokumentacji nie udało mi się zrobić. Ptak był w odległości ok. 400 metrów. Wpis będą więc zdobiły zdjęcie Staszka Turowskiego siewki złotawej w locie oraz krótki filmik Marcina Fabera. Chłopaki dziękuję za udostępnienie. A tak w ogóle to ciekawa historia z tym ptakiem. Podobno jest tu już od 1 listopada ale dopiero dzisiaj Marcin Sidelnik i Wojtek Górski byli w stanie na 100 % określić przynależność gatunkową. Brawo !Tak więc niespodziewany gatunek wpadł mi na listę Wielkiego Roku. Jutro wyprawa na Kujawy po czerniczkę.

Siewka złotawa Pluvialis fulva w locie. Widać wszystkie cechy, które opisałem w tekście a dodatkowo, ciemnoszare "pachy". Staszek Turowski jak zwykle czujny 😀. Brawo ! (fot. Stanisław Turowski)

Siewka złotawa Pluvialis fulva. Autor filmiku: Marcin Faber


piątek, 12 listopada 2021

Jeden dzień na Terceirze (Azory)

Minęło blisko 15 miesięcy od ostatnich moich wojaży w WestPalu. Co prawda restrykcje covidowe z upływem czasu były luzowane co skrzętnie wykorzystywali moi koledzy aby odwiedzić te czy inne strony no i zdobywać kolejne "skarby" do swoich list, ja tymczasem utknąłem w Wielkim Roku. Czasami aż mnie skręcało, no ale takiego wyboru dokonałem. Nadszedł listopad. Dziesięć miesięcy Mojego Wielkiego Roku przepracowałem aktywnie co ugruntowało póki co moją pozycję w rywalizacji 😊. Postanowiłem pozwolić więc sobie na krótki "urlop" i w końcu ruszyć kuper. Pierwszy pomysł to był rudodrozd albo drozdoń złotogardły Zoothera naevius na szkockich Orkadach. Gatunek z tych MEGA !!! Dopiero 3 stwierdzenie w WP. Przymierzaliśmy się do niego wspólnie z Pawłem Kołodziejczykiem. Zakupiłem więc część biletów (na szczęście nie wszystkie). Drozdowi jednak wietrzna wyspa Papa Westray się znudziła i po kilku dniach pobytu na niej wyparował 😟. Wtopiłem więc cztery stówy 😖. Bywa i tak. Koniecznym mi było znaleźć szybko jakąś inną destynację aby podreperować psyche. Padło na Terceirę i pozostałości po jesiennych huraganach na Atlantyku czyli dla mnie liczący się "jankesi" czapla modra Ardea herodias i rybaczek popielaty Megaceryle alcyon. Jak postanowiłem tak uczyniłem. W piątek (5.11.) wieczorem dotarłem do Praia da Vitória urządzając sobie trzy kilometrowy spacerek z lotniska. Senne uliczki trochę ożywiały się przy knajpkach, gdzie toczyło się "lokalne" życie. To jakiś meczyk w TV i ożywiona męska dysksja, to w kolejnej, pustawej, jakiś Pan zdrzemnął się przy stoliku z nadmiaru wypitego piwa. Szkoda, że jestem sam, bo pewnie jakiś "stopover" przy piwie by się zrobiło 😉. Żeby poczuć klimat. Nocleg zaklepałem sobie w promocji w hotelu "Teresinha" ... 300 metrów od kultowego ptasiarskiego miejsca na wyspie czyli Paul da Praia da Vitória. Tak więc oba interesujące ptaki były na wyciągnięcie ręki. Tylko brać. No z ptakami jednak to nie działa. Okazało się, że rybaczek w dniu mojej podróży na wyspę zmienił lokalizację. Chyba znudziło mu się być celebrytą. W nocy mocno wiało i padało. Jak to na Azorach jesienią. Poranek jednak był już bardzo pogodowo przyzwoity. Najadłem się do syta (śniadanie wliczone w cenę noclegu) i pokrzepiony ruszyłem nad niewielkie rozlewisko. Pierwszym ptakiem, który rzucił mi się w oczy była ... czapla modra 😊. Obok na krzewie stały sobie dwie czapelki złotawe i kolejny amerykaniec - czapla śnieżna Egretta thula, a na wodzie w towarzystwie łysek (tych "naszych") pływał sobie samiec czerniczki Aythya collaris z dwoma samicami (jeszcze jeden przybysz z Ameryki). Tak więc dzień rozpoczął się obiecująco 😉.

Paul da Praia da Vitoria - jedno z kultowych na wyspie miejsc dla ptasiarzy 
Paul da Praia da Vitoria to rozlewisko w rowie tektonicznym będące pozostałością po dużej lagunie. Co roku w okresie migracji jesiennej można obserwować tutaj odpoczywające, zepchnięte przez huragany i burze tropikalne ze szlaku migracyjnego, nearktyczne ptaki wodno-błotne. Czegóż tu już nie było 😊

Amerykańska czapla modra Ardea herodias
Czapla śnieżna Egretta thula - też z Ameryki
Północnoamerykańskie czerniczki Aythya collaris (z prawej samiec)

Czaple (kilka siwych też było) w pewnym momencie rozleciały się, a czapla modra wzbiła się na tyle wysoko obierając kierunek zachodni, że pomyślałem że pożegnała to miejsce na dobre. Nad tym rozlewiskiem raportowane były dwa dni wcześniej aż 3 czaple modre. W tym sezonie mamy taki jej mały "nalocik" na Azory. Obszedłem zbiornik i cieki ale rybaczek niestety nie powrócił na stare śmieci. Postanowiłem poczekać do 10 na ewentualne komunikaty co do niego na portugalskim ebirdzie. Nie doczekałem się. Trzeba było więc wziąć sprawy w swoje ręce. Taxi za 6 euro i kierunek kamieniołom w Cabo da Praia. To kolejne kultowe ptasiarskie miejsce na wyspie. To tutaj właśnie wczoraj rano widziany był rybaczek popielaty. Fajnie wyglądał siedzący na liściu agawy. Błotka w kamieniołomie wypełnione siewkami. Dominowały piaskowce i kamuszniki. Odliczyli się też "jankesi" czyli biegus karłowaty, biegus białorzytny i biegus arktyczny. Rybaczka niestety nie znalazłem. 

Wejście do Paul da Pedreira w Cabo da Praia - kolejne kultowe ptasie miejsce na wyspie
Paul da Pedreira to pozostałości po kamieniołomie który był jeszcze czynny w latach 80-tych XX w. położony w depresji zalewany jest przez słone wody podczas pływów oraz zasilany też przez wody opadowe. Rozlewiska i tworzące się błotka to raj dla różnej maści siewek (tych nearktycznych też😊)
Biegus karłowaty Calidris minutilla
Biegus arktyczny Calidris melanotos
Kwokacz Tringa nebularia
Siewnica Pluvialis squatarola
Piaskowiec Calidris alba
Biegus białorzytny Calidris fuscicollis 

Po dwóch godzinach pobytu w kamieniołomie ruszyłem pieszo w kierunku Praia da Vitoria. Może gdzieś po drodze się odnajdzie. Niestety, gatunek ten w dalszym ciągu pozostaje na liście życzeń. W nocy jestem już w Lizbonie. Na piętrze przy "Pausie" (stałe miejsce obozowania na lotnisku 😊) umęczony kilometrami w nogach wreszcie mogę zdjąć buty i się wyciągnąć. Koniec "urlopu" czas wracać nad sztormowy Bałtyk. Wielki Rok ciągle przecież trwa 😁.