sobota, 2 kwietnia 2022

Czekając na 'Omida'

Żuraw biały (Leucogeranus leucogeranus)to krytycznie zagrożony gatunek. Zamieszkiwał bagna Syberii w dwóch odizolowanych populacjach: wschodniej liczącej obecnie już tylko około 3 000-4 000 os., która zimuje w Chinach oraz zachodniej - której praktycznie już nie ma. Wyginęła na naszych oczach !!! Kolejny, jakże smutny przypadek panoszenia się człowieka i "czynienia sobie Ziemi poddaną". W wyniku osuszania bagien na lęgowiskach i strzelania do ptaków na trasach ich przelotów doprowadzono do katastrofy i w zasadzie na początku XXI wieku, na stałych zimowiskach w Indiach nie pojawił się żaden żuraw biały. Podejmowane wcześniej próby odtworzenia populacji przez wpuszczanie ptaków wyhodowanych w niewoli nie powiodły się. Kiedy wydawało się, że to już koniec pojawiła się nadzieja. W Iranie na polach ryżowych koło Fereydunkenar w latach 70-tych ubiegłego wieku odkryto zimowisko niewielkiego stada żurawi białych, którego liczebność niestety też okresowo topniała. Próbowano i w tym miejscu zasilić zimujące stado osobnikami wyhodowanymi w niewoli. Próba ta też się nie powiodła. Ostatecznie w październiku 2007 roku na zimowisko w Iranie dotarł tylko ON, dorosły samiec - Ostatni Mohikanin zachodniej populacji żurawia białego. Nadano mu imię 'Omid'co w języku farsi oznacza "nadzieję". Stan ten trwa już 15 lat. 'Omid' co roku samotnie pokonuje w dwie strony trasę liczącą ponad 7000 km - od bagien na północ od Tiumeń do pól ryżowych w północnym Iranie, gdzie pojawia się w październiku. Tutaj spędza cztery miesiące by na przełomie lutego i marca, ciągnięty nadzieją spotkania partnerki, ponownie wrócić w surowe krajobrazy Syberii. Okazało się, że po drodze zatrzymuje się na odpoczynek na niewielkich rozlewiskach Parku Narodowego Shirvan w Azerbejdżanie. To jedyne obecnie miejsce na obszarze Zachodniej Palearktyki, gdzie ten gatunek można jeszcze zobaczyć. Nic też dziwnego, że po udanej wizycie  kilku ptasiarzy z różnych krajów Europy wiosną 2020, większość kompletujących gatunki w WestPalu też zapałało chęcią zobaczenia 'Omida'. Wiosną 2021 na przeszkodzie stanął Covid. Tej wiosny na azerską ziemię w wiadomym celu przybyło blisko 40 ptasiarzy z całej Europy. Nie mogło zabraknąć i Polaków. Zjawiliśmy się tu w sile dwóch ekip (łącznie 9 osób). 

Na załączonej mapce pokazano miejsca lęgowe, szlaki migracyjne oraz miejsca zimowania żurawi białych.

**********  

Wreszcie nastał ten dzień a w zasadzie noc. Łukasz zbiera mnie z dworca w Katowicach a stamtąd jedziemy do Rybnika po Zbyszka Wnuka. Później, już w Baku, do mnie i Łukasza dołączy Marian Domagała i Marcin Sołowiej, Zbyszek zaś dołączy do drugiej ekipy. Póki co w trójkę ruszamy ku Budapesztowi skąd już tylko cztery godziny lotu do Baku. 'Omid' co prawda jeszcze w Iranie na swoim stałym zimowisku, ale pewnie już niebawem ruszy na północ i dane nam będzie podziwiać naszego bohatera na rozlewiskach w Parku Narodowym Shirvan. Nadzieja. Bez niej chyba nie da się żyć i to w każdym aspekcie naszego bytu. A że czasami zawodzi ... Nie no, opędzam się od negatywnych myśli. 

W drodze na lotnisko odwiedzamy polecaną miejscówkę na dropia. To pola w miejscu, gdzie spotykają się granice trzech państw: Węgier, Austrii i Słowacji koło wsi Rajka. Mamy farta. Trafiamy na stadko 8 ptaków. Są ostrożne. Bacznie nas obserwują. Pojedynczy samiec przyjmuje pozę "róży", próbuje tokować. W końcu dropie odlatują. 

Na styku trzech państw: A, SK i H .Stadko dropi Otis tarda - 27.02.2022

Na lotnisku w Budapeszcie spotykamy się już w komplecie. Paweł Kołodziejczyk, Adam Chlebowski, Hubert Stelmach, Michał Skąpski, Marian Domagała, Marcin Sołowiej i nasza trójka. Spotykamy też ekipę Węgrów lecącą w tym samym celu. Odprawa i sam lot przebiegają bez przygód. Lądujemy tuż przed północą. Lotnisko w Baku robi wrażenie. Zarówno my jak i druga ekipa mamy pewne problemy odebraniem wcześniej zarezerwowanych aut. Dużo czasu zabiera nam też zakup lokalnych kart sim. W końcu zasiadamy w "naszym" Pajero. Łukasz podjął się być kierowcą przez cały nasz pobyt. O dziwo nikt nie protestował 😂😉.

Dzień 1 (poniedziałek)

Świta. Wychodzę "połamany" z auta na siusiu. Promienie wschodzącego słońca oświetlają już szczyty trzy-, czterotysięczników otaczających wioskę Xinaliq. Wioskę wyjątkową. To taki azerski koniec świata. Dotarliśmy tu nocą nie mając możliwości podziwiania górskich krajobrazów. Podobno wioska liczy kilka tysięcy lat i praktycznie do końca XX wieku była odizolowana od świata. Podobno też mieszkańcy, posługujący się unikalnym językiem chinalugijskim, mają być bezpośrednimi potomkami Noego. Nie mamy czasu tego sprawdzać, choć zapewne wiele ciekawych informacji można byłoby uzyskać w miejscowym muzeum. W nocy było - 6°C, teraz jest już cieplej chociaż budynki we wsi są jeszcze w cieniu. Wioska położona jest na 2350 m n.p.m Najwyżej usytuowane budynki zajmują szczyt płaskiego wzgórza.

Xinaliq - azerski koniec świata
Podobno niektóre budynki w Xinaliq liczą sobie kilkaset lat

Ruszamy w góry na ptaki. Po chwili spotykamy pierwsze górniczki z podgatunku Eremophila alpestris penicillata, a kilkaset metrów dalej stado śnieżek. Obserwujemy wieszczki i płochacze halne. Pojawia się też odwieczny dylemat podczas tego typu wyjazdów. Chciałoby się zostać dłużej aby posmakować egzotyki ale planu trzeba się w miarę trzymać a kolejnym gatunkiem który chcieliśmy zobaczyć była pleszka kaukaska. Zjeżdżamy więc w dół doliną rzeki Gudiyalchay. W zaroślach rokitnika na północnym zboczu przylegającym do rzeki dostrzegamy najpierw jedną a po chwili jeszcze kilka pleszek ałtajskich. Miejscówka się potwierdziła 😊.

Śnieżka Montifringilla nivalis
Śnieżka Montifringilla nivalis
Górniczek "jasnogłowy" Eremophila alpestris penicillata
Górniczek "jasnogłowy" Eremophila alpestris penicillata
Pleszka kaukaska Phoenicurus erythrogastrus

Pleszka kaukaska Phoenicurus erythrogastrus fot. Łukasz Ifczok

Droga w dół krajobrazowo przepiękna. Napotykane co chwila głazy różnych rozmiarów wydaje sięże całkiem niedawno spadły sobie z pionowych skalnych urwisk, które mijamy. Dreszczyk emocji i gęsia skórka są obecne nie ma co zgrywać twardziela 😉. W końcu skaliste góry się kończą. Po drodze do Quby zaliczamy m.in. głuszka i spotykamy kilka sępów z obu gatunków.

Krajobrazy górskie otaczające dolinę rzeki Gudiyalchay  
Krajobrazy górskie otaczające dolinę rzeki Gudiyalchay
Krajobrazy górskie otaczające dolinę rzeki Gudiyalchay
Krajobrazy górskie otaczające dolinę rzeki Gudiyalchay

Po południu diametralnie zmieniamy krajobrazy. Postanowiliśmy spenetrować tereny rolnicze i rozlewiska koło Sarvanu.  A może się nam poszczęści i trafimy na kalandrę białoszkrzydłą ? Szału nie było. Cieszą oczywiście spotkania z dorosłym orłem cesarskim czy obserwacje lecących stadnie pelikanów. Mnie najbardziej jednak ucieszył skowrończyk kaspijski. Coś nowego i dla mnie 😊. Jedziemy na południe.  Chcemy jeszcze dzisiaj zajechać nad zbiornik Xocasan. To taka "moja" miejscówka na modrzyka siwogłowego. Popełniam błąd nie przekazując naszemu nawigatorowi czyli "Słowikowi" od której strony najlepiej podjechać, On też nie zapytał i stało się. Podjechaliśmy dokładnie od drugiej, tej złej. Słońce akurat prosto w oczy, jakieś tam sylwetki przypominające modrzyki chłopcy twierdzą, że widzą. Ja nawet nie podchodzę do lunety. Modrzyk odzywa się w trzcinach tuż przed nami ale nie chce się pokazać. Atmosfera staje się gęsta. Śpiewająca tamaryszka raczej tu nie pomoże. Najlepszym lekarstwem jest czas. Do hotelu w Salyan docieramy już w zupełnie innych nastrojach. A modrzyk ? Jak to mawia klasyk: "jeszcze będzie" 😜

Dzień 2 (wtorek)

Dzisiaj już będzie płasko. Przy naszym hotelu na otwarcie dnia wita nas nawołujący dzięcioł zielony. Skromny zestaw śniadaniowy: biały ser, jajko sadzone i tutejszy chlebek (jak świeży to bardzo smaczny), nie pozwala na długie biesiadowanie 😋. Ruszamy.  Na początek rozlewiska koło Limanu. Dużo wody i błota więc jest szansa na rozpędzenie listy gatunkowej wyprawy 😉. I rzeczywiście dopisujemy szereg gatunków w tym zestaw blaszkodziobych i siewek a wszystko to pod czujnym okiem bacznie obserwujących nasze poczynania nutrii

Nutria Myocastor coypus
Żółw błotny Emys orbicularis
Wróble śródziemnomorskie Passer hispaniolensis

Przeszukujemy błotka pod kątem raportowanego z tego miejsca świergotka bagiennego z azjatyckiego podgatunku Anthus rubescens japonicus, wszak to bardzo poważny kandydat do splitu. Bez sukcesu. Jeszcze tu oczywiście wrócimy a teraz jedziemy dalej wzdłuż wybrzeża morskiego do Parku Narodowego Qizilağac. Te wszystkie miejsca są mi już znane z naszej, z Kasią, wyprawy w 2019 roku. "O tutaj jest miejscówka na żołnę modrolicą- mówię chłopakom pokazując miejsce kolonii lęgowej, gdy przejeżdżamy przez wioskę Baliqçilar. Oczywiście żołn jeszcze nie ma. W końcu droga się kończy i stajemy przed bramą parku narodowego. Gdzieś przy głównej drodze były raportowane kląskawka syberyjska i dzierzba pustynna. Zostawiamy samochód. "Słowik" musi wrócić bo na brzegu rozlewiska zostawił rejestrator dźwięku. Idziemy pieszo w towarzystwie miłego starszego pana strażnika. Marian prowadzi z nim "razgawor", ja z Łukaszem staramy się coś wypatrzeć Na drodze przez chwilę pokazuje się kura frankolina czarnego, koguciki słychać w kilku miejscach jednocześnie. Trochę lipa, bo ptaków przy drodze nie ma. Ale zjawia się "Słowik" i ... dostrzega na czubku drzewa, jakieś 300 metrów od drogi, kląskawkę. Okazuje się, że to nie miało być przy drodze tylko mieliśmy szukać z drogi. Taki drobny szczegół 😂. Schodzimy z drogi i ścieżkami przez obeschnięte "turzycowiska" maszerujemy ku kląskawce. Nie ma wątpliwości to kląskawka syberyjska z podgatunku Saxicola maurus variegatus: czarne "pachy", ogon z układem czarno-białych sterówek jak u białorzytki

Kląskawka syberyjska Saxicola maurus variegatus. Zdjęcia ptaka w locie wykonał Marcin Sołowiej.
Dzierzba pustynna Lanius isabelinus

Wracamy. Miła skrzydlata niespodzianka czeka na nas tym razem przy drodze. Pojawia się dzierzba pustynna, czyli plan w tym miejscu wykonaliśmy 😊. Jeszcze krótka przyjacielska rozmowa z Dyrektorem Parku i wracamy na rozlewiska koło Limanu. W krzakach przy drodze koncertują wierzbówki. Zostawiamy "Słowika" z lunetą aby dalej walczył ze świergotkiem bagiennym 😉, my zaś robimy krótki wypadzik nad morze dzięki czemu na naszą listę trafiają m.in. piękne orlice. "Słowik" w końcu daje za wygraną (dzisiaj). Objeżdżamy błotka z drugiej strony, z nadzieją że może zobaczymy modrzyka siwogłowego, którego słyszeliśmy z drogi. Widok ilości śmieci poraża. Zamieszkałe domy a przy nich po prostu wysypiska śmieci 😡. Przygnębieni tymi widokami wracamy do hotelu. 'Omid ' się nie ruszył.

Dzień 3 (środa)

Stajemy u bramy Parku Narodowego Shirvan. Jest kilka minut przed 8. I tutaj pojawia się problem. Bramy parku otwierają się od godz. 9. No ale mamy w ekipie człowieka do zadań specjalnych 😊. Marian znika w strażniczej przybudówce i po paru minutach "negocjacji" łańcuch idzie w dół. Witają nas "rozkrzyczane" koguty frankolinów czarnych. Shirvan obejmuje ogromny obszar stepowo-półpustynny. Bagatela 543 km kw. Symbolem parku jest dżejran Gazella subgutturosa, gatunek zagrożonej gazeli, która odbudowuje powoli swoją populację. Zobaczenie grup tych pięknych ssaków nie stanowi problemu, a obserwacja ich, szczególnie podczas szybkiego biegu, kiedy wplatają weń kilkumetrowe skoki, robi wrażenie. 'Omida' póki co na Jeziorze Flamingów nie ma ale są inne "atrakcje" a poza tym trzeba poznać teren co by później nie błądzić.  

Zamknięte ? Nie dla nas. Mamy Mariana 😁
Bezkres i ja.  fot. Marian Domagała

Dżejran Gazella subgutturosa - symbol P.N.Shirvan
Grupy dżejranów Gazella subgutturosa spotyka się często
Dżejrany Gazella subgutturosa rozpoczynają galop

Szukamy też strepetów. Obszar parku jest jednym z głównych ich zimowisk. Mamy szczęście bo namierzamy grupkę kilku ptaków. 

Szukamy strepetów Otis tetrax. Gdzież one są ?
Są ! 😊 Nasze pierwsze strepety Otis tetrax

Strepet Otis tetrax w locie

"Słowik" jako nawigator funduje nam niezły off-road 😃. Objeżdżamy park praktycznie dookoła, dzięki czemu natrafiamy na spektakularny widok. Zrywające się do lotu stado co najmniej 500 strepetów !!! Łukasz musi się też wykazać odwagą jako kierowca pokonując głęboki kanał po ... rurach. Daje radę 😁. Zresztą zobaczcie sami poniżej, choć w rzeczywistości wyglądało to bardziej ekstremalnie 😉.


Część odlatujących strepetów Otis tetrax fot. Łukasz Ifczok

Docieramy do punktu widokowego przy Jeziorze Flamingów. Co prawda flamingów nie ma, ale na tarasie widokowym kilku ptasiarzy dzieli się chętnie swoimi spostrzeżeniami. Dzięki czemu i ja zaliczam jakiś gatunek. Daleko bo daleko ale jest wreszcie modrzyk siwogłowy 😀. W trzcinach przy punkcie uganiają się potrzosy. Jeden samiec ma dziób jak grubodziób 😉. To podgatunek Emberiza schoeniclus pyrrhuloides (potrzos grubodzioby).

Platforma widokowa nad Jeziorem Flamingów. 'Omida' nie widać

Jezioro Flamingów póki co bez flamingów ... 😉
... ale za to z modrzykiem siwogłowym Porphyrio poliocephalus😀

Potrzos "grubodzioby" Emberiza schoeniclus pyrrhuloides fot. Marcin Sołowiej

Warto może byłoby pokusić się o nocny objazd parku ? To raczej pomysł na następny raz. Oficjalnie pewnie nie jest to możliwe bo bramy parku zamykane są o 17, ale... W każdym razie niektórym się to udało 😊. Wtedy można pewnie łatwiej zobaczyć też i inne ssaki, szczególnie drapieżniki, jak chociażby kota błotnego Felis chaus czy szakala złocistego Canis aureus

Wilki zrobiły swoje

Opuszczamy Park Narodowy. Zaglądamy jeszcze na zbiorniki (stawy) koło Salyan. Niestety trzeba przejechać przez ogromne wysypisko śmieci. Zamknięcie szyb w aucie niewiele pomaga, a cały czas na wdechu - to trudne. W końcu się udało. Samiec drzemlika pozwala zapomnieć o "smrodku". Na stawach są m.in. flamingi ale i też czajki stepowe

Kawka Corvus monedula soemmerringii w swoim żywiole czyli na śmieciach

Samiec drzemlika Falco columbarius na naszej drodze fot. Marcin Sołowiej
Flamingi różowe Phoenicopterus roseus
Czajka stepowa Vanellus leucurus

Piękny, pełen wrażeń dzień dobiega końca. 


Dzień 4 (czwartek)

Trzeba przyznać, że ekipa nasza jest zdyscyplinowana. Bez oporów wstajemy codziennie skoro świt czyli o 6 😉. 'Omid' niestety się opóźnia więc postanowiliśmy przyspieszyć nasza wizytę w Górach Tałyskich i jechać tam dzisiaj. Na początek zatrzymujemy się znowu przy rozlewiskach koło Limanu w poszukiwaniu świergotka bagiennego. Szczególnie ciśnienie na niego ma "Słowik". Temat nie jest łatwy, choć większości ptasiarzy udaje się go i wypatrzeć i dobrze pooglądać. My jednak nie mamy farta, choć na błocie i w wysokich trawach widzimy liczne świergotki łąkowe pomieszane ze skowrończykami kaspijskimi i siwerniakami. Na ogromnych rozlewiskach po obu stronach drogi mnóstwo gatunków wodno-błotnych, tak więc lista wyprawowa rośnie. W końcu dajemy za wygraną na dzisiaj. Jedziemy do Lerik. Górale z tego obszaru słyną z długowieczności. Stulatek tutaj to raczej norma niż coś nadzwyczajnego, a jednemu Panu o nazwisku Muslimov to już zupełnie nie spieszyło się na tamten świat. Przeżył 168 lat 😲. 

Wjeżdżamy do Lerik

Do miasta wjeżdża się pod kamiennym łukiem. Na pierwszy rzut oka jest chyba czyściej niż na wybrzeżu. Mijamy centralny plac z monumentem upamiętniającym walki o Górski Karabach. Gdzieś blisko znajduje się muzeum "długiego życia". Odpuszczamy sobie. Nasza droga pnie się mocno w górę. Docieramy na peryferia miasteczka, kończy się asfalt. Przed nami w dolinie wioska Mastail. Zjeżdżamy w dół. Zastanawiamy się jak tutaj jeździ się po deszczu. Nie będzie dane nam tego doznać. I całe szczęście 😉. We wiosce wzbudzamy spore zainteresowanie dzieciaków, które akurat wyszły ze szkoły. Dwójka chłopców zapytana o "sinice" zdaje się wiedzieć w czym rzecz bo pokazują kierunek w którym trzeba iść. Kierunek zgodny z naszymi miejscówkami. Niestety czeka mnie katorga 😕. To już wiem z autopsji. Do bukowych lasów z sikorą perską wiedzie stromo w górę bydlęca, błotnista droga. Całe szczęście, że nie padało tu chyba ostatnio. Maszerowałem nią już dwa lata temu podczas mojego pierwszego pobytu w Azerbejdżanie. Wtedy trud okazał się daremny bo sikory perskiej nie widziałem. Jak będzie teraz ? Widząc me męczarnie Łukasz postanawia trwać przy mnie podtrzymując mnie na duchu. Wreszcie osiągam grzbiet wzniesienia. "Słowik" i Marian maja dobre wieści. Słyszeli odzywające się sikory perskie. Uspokajam oddech. Jest dobrze. Po chwili mamy możliwość oglądania sikor z bardzo bliska. To początek ich okresu lęgowego. Ptaki są aktywne głosowo, przeganiają się, dobrze reagują na wabienie. Jest ich blisko nas kilka. Głosowo przypominają nasze czarnogłówki

Wioska Mastail a w tyle wijąca się droga do i z Lerik
Tutejsza buczyna - siedlisko lęgowe sikory perskiej Poecile hyrcanus
Sikora perska Poecile hyrcanus
Sikora perska Poecile hyrcanus
Sikora perska Poecile hyrcanus
Sikora perska Poecile hyrcanus
Pokrzywnica Prunella modularis obscura fot. Marian Domagała

Nasz pobyt nie pozostaje niezauważony. Zjawia się jeździec na koniu, który coś tam zagaduje do nas po ichniemu, pokazując jakąś legitymację. "Strażnik" jakiś czy cóś ? 😉Generalnie to jest przyjaźnie nastawiony. Oczywiście musi spojrzeć przez lornetkę, obejrzeć jak przybliża aparat... Cały czas gada przez komórkę. Czyżby uprzejmie donosił ? Próbujemy dogadać się po rusku ale marnie to wychodzi. Jeździec nie opuszcza nas na krok. Jakby tego było mało zjawia się kolejny "koleś". Gadają jak nakręceni nieświadomie przeszkadzając nam w prowadzeniu obserwacji. Zmienia się pogoda. Zaczyna mocno wiać. Zanim jednak przystąpimy do odwrotu odnosimy jeszcze jeden sukces ptasiarski. Pojawia się na moment pokrzywnica z podgatunku Prunella modularis obscura. Podobno mocna kandydatka do splitu. Schodzimy. Mijam po drodze gospodarstwo, gdzie dwa lata temu zostaliśmy ugoszczeni "czajem". Dzisiaj już chyba tu nikt nie mieszka. Na dole czaka na nas "komitet powitalny". Trzech policjantów oraz dwóch starszych Panów, chyba jakaś władza lokalna. Ponieważ Marian i "Słowik" zeszli szybciej na nich spoczywał ciężar nawiązania przyjaznych stosunków. Marian w takich sytuacjach jest świetny 😊. Druga strona jest bardzo sympatyczna. Lokalna społeczność okazała się być zaniepokojona wizytą gości z lornetkami i aparatami stąd ich obecność. A może to wynik działań naszego jeźdźca ? W każdym razie lojalnie uprzedzamy, że jutro zjawią się tu kolejni Polacy a może i więcej osób zainteresowanych sikorą. Policjant w cywilu daje nam swój numer komórki abyśmy przekazali go następnym ptasiarzom do kontaktu z nim przed przybyciem do Mastail. Jeszcze tylko prośba z jego strony o możliwość sfotografowania strony z danymi z naszych paszportów i żegnamy się męskimi uściskami dłoni. Przed nami teraz droga do Lerik serpentynami ostro pod górę. Na szybach samochodu pojawiają się pierwsze krople deszczu. Jutro może być tutaj groźnie. Nasi koledzy z drugiej ekipy nie będą mieli łatwo. Docieramy do Lerik. Śpimy w hotelu "Buta", chyba jedynym w mieście. Warunki całkiem przyzwoite, jest WiFi, mamy pokój z widokiem na Góry Tałyskie, można więc zregenerować siły i się wzmocnić 😁. Noc rzeczywiście jest niespokojna. Przechodzi jakiś front atmosferyczny.

Dzień 5 (piątek)

Wiatr z nocy pozostał ale jest słonecznie. Zjeżdżając ku wybrzeżu chcieliśmy po drodze zobaczyć dzięcioła dużego z podgatunku Dendrocopos major poelzami (dzięcioł kaspijski), wyróżniającego się m.in. brązowawym nalotem na brzuchu i piersi. Porywisty wiatr zagłusza odgłosy dochodzące z lasu. Spotykamy drzewa z dziuplami a więc musi gdzieś tu być. W końcu wydaje mi się, że słyszałem bębnienie. Wołam chłopaków. Tak, na pewno słychać ciche bębnienie. Okazuje się, że ptak jest blisko nas. Trzyma się suchego wierzchołka wysokiego drzewa. Obserwujemy go przez kilka minut po czym odlatuje w dół doliny Lankaran. Zatrzymujemy się w restauracji na kawę. Napicie się prawdziwej, dobrej kawy w tym kraju, przynajmniej na prowincji, urasta do rangi wyczynu. I tym razem nie było inaczej. Otrzymujemy w filiżankach coś w rodzaju napoju kawowego "3w1". 

Dzięcioł kaspijski Dendrocopos major poelzami
Dzięcioł kaspijski Dendrocopos major poelzami
Dzięcioł kaspijski Dendrocopos major poelzami

Znowu jedziemy na rozlewiska koło Limanu. Zostawiamy "Słowika". Będzie męczył tego swojego świergotka 😉, a my w trójkę jedziemy na wybrzeże Morza Kaspijskiego dorzucić do listy jakieś siewki i mewy. Widać, że woda w tej części Kaspijskiego Morza oddalona jest obecnie kilkaset metrów od faktycznego brzegu. Nie jest to raczej sprawa pływów bo to akwen przecież zamknięty. Na jej styku z gruntem setki siewek. Wyschnięte dno sprawia wrażenie twardego. Nasze "Pajero" powinno sobie poradzić. Nie poradziło sobie 😭. Po 200 może 300 metrach siedzimy w błocie po samo podwozie i szans na samodzielne wydostanie się nie ma. Marian podejmuje się pójścia do wioski po pomoc. Zapewne nie było mu łatwo się dogadać ale w końcu osiągnął cel. Jak to Marian 😊. Przyjechał wraz z pomocą drogową. Po chwili ... już dwa auta potrzebują pomocy. Teraz będzie jednak łatwiej. Miejscowy kierowca ściągnie ciągnik ze wsi. Nasze uwolnienie kosztuje nas łącznie 100 manatów.

Błotka na brzegu Morza Kaspijskiego przyciągają tysiące siewek
Ułańska szarża 😉.  "Houston, mamy problem" 😉
Czekając na pomoc przeglądamy siewki fot. Łukasz Ifczok
Wkrótce będziemy wolni 😊

'Omid' się nie ruszył więc jedziemy w kierunku Gobustanu. Śpimy w Sanqacal  w "Black Mountain". Właściciel kumaty i baaardzo rozmowny 😊. Warunki przyzwoite. Jutro nie tylko ptaki ale i lekcja prehistorii.

Dzień 6 (sobota)

Rano odwiedzamy pobliskie wybrzeże. Ruszyły ptaki. Tysiące, dziesiątki tysięcy kormoranów w kluczach ciągnie masowo na północ. Czyżby też miał się ruszyć i 'Omid' ?

Kormorany Phalacrocorax carbo rozpoczęły swoją wielką wędrówkę

Będziemy w napięciu czekać na wiadomości z Iranu. Póki co jedziemy do Gobustanu obejrzeć sławne prehistoryczne naskalne petroglify sprzed 5 000 - 20 000 lat. Docieramy godzinę za wcześnie. Bramy Parku Narodowego otwierane są od 10. No cóż począć. Wracamy do miasteczka na kawę. He he he. Efekt jak zawsze czyli żaden. Godzinka jakoś zleciała. Drugie podejście. Jeszcze parę minut czasu. Wypełniamy je obserwując pierwsze białorzytki białogrzbiete. W końcu szlaban w górę. Kupujemy bilety i rozpoczynamy górską wędrówkę pośród skał szukając najpierw ptaków. Malowidła ze skał nie uciekną 😉. Kowaliki skalne, góropatwy azjatyckie, najprawdziwsze gołębie skalne, wrończyki i wspomniane już białorzytki białogrzbiete to główni mieszkańcy tutejszych skał. 

Wrończyki Pyrrhocorax pyrrhocorax
Białorzytka białogrzbieta Oenanthe finschii - samiec
Kowalik skalny Sitta neumayer
Białorzytka białogrzbieta Oenanthe finschii - samiec

No wreszcie możemy napić się najprawdziwszej kawy z ekspresu !!! Oczywiście zamawiam od razu największą z możliwych. Jestem tu drugi raz więc malowidła z paleolitu przedstawiające sceny z polowań, zwierzęta, jakieś rytuały nie robią już na mnie aż takiego wrażenia. 

Naskalne pteroglify - najstarsze mają ponad 20000 lat

Rysunki naskalne przedstawiają m.in. zwierzęta
W Gobustanie odkryto ponad 6000 naskalnych rysunków z epoki paleolitu
Wykute w skale miseczki w kształcie stożka służyły do różnych celów: zbierania wody deszczowej, krwi ofiarnej, a także przygotowywania posiłków

Mamy możliwość spróbować wyrobu lokalnego - placki Qutab z serem i ziołami. Dobre 😊

Udajemy się w dalszą drogę. Naszym celem jest raróg górski. Wiemy gdzie ma gniazdo, więc nie powinno być trudno go zobaczyć. Opuszczając stanowisko archeologiczne udajemy się nowo wybudowaną drogą w kierunku północno-zachodnim. Krajobrazowo to już półpustynia z dominującymi stożkowatymi wzniesieniami wulkanów błotnych. Dzisiaj mocno wieje. Czasami mijamy lokalne niby "burze piaskowe". W końcu docieramy do samotnego wzniesienia o płaskim wierzchołku i urwistych ścianach. To musi być to. Szybko namierzamy budowlę z gałęzi - gniazdo raroga górskiego. Jednak sprawia wrażenie pustego. Objeżdżamy górę dookoła. Nie dostrzegamy dorosłych ptaków. Dobra. Trzeba dać im trochę czasu. Może gdzieś polują dalej ? Skoro jest gniazdo powinny się pokazać przy nim wcześniej czy później. Jedziemy poszukać gilaków pustynnych. Sukcesów nie odnosimy, za to przy gnieździe raroga górskiego mamy ptaka dorosłego a w gnieździe ... chyba to jest duży, prawie (a może już) lotny młody. Zostawiamy rodzinkę sokołów w spokoju. Jedziemy na wybrzeże, po drodze dorzucamy do listy wyprawowej jeszcze wróble skalne. Śpimy ponownie w "Black Mountain". 'Omid" cały czas w Iranie.

Krajobraz półpustyni z wulkanicznym stożkiem
Charakterystyczna "góra stołowa" miejsce lęgowe raroga górskiego Falco biarmicus
Gniazdo raroga górskiego Falco biarmicus
Młody raróg górski Falco biarmicus w gnieździe
Raróg górski Falco biarmicus przy gnieździe z młodym

Dzień 7 (niedziela)

Ostatni dzień naszej wyprawy. Jeszcze mamy nadzieję że jakimś cudem 'Omid' ruszy się dzisiaj o brzasku na północ. Informacja z Iranu odbiera nadzieję. "Omid still in the wetlands". Wisienki na torcie nie będzie 😔. Ruszamy więc w kierunku Baku. Będziemy pracować nad wzbogaceniem naszej wyprawowej listy gatunkowej. Na początek dojeżdżamy nad jezioro Xocasan. Tym razem od właściwej strony czyli zachodniej. Szukamy modrzyków siwogłowych. Wąskie trzcinowiska rozbrzmiewają śpiewem tamaryszek. Pojawia się też bardzo blisko nas para wąsatek. Marian przez lunetę "wyłuskuje" kilka modrzyków siwogłowych ale jak na złość trzymają się wschodniego brzegu czyli są daleko. W południowej części zbiornika zgromadzone są sterniczki. Początkowo szacujemy, że jest ich ok. 80. Wrócimy do nich później. Próbujemy zmniejszyć dystans do modrzyków. Brniemy przez śmieci na cypel. Do maszerowania pośród śmieci już przywykliśmy. W końcu jednak mamy szczęście. Jeden modrzyk wychodzi na skraj wąskiego pasa trzcin na naszym brzegu i dodatkowo bardzo blisko nas. Modre barwy pięknie połyskują w słońcu. Migawki strzelają. Nie ma się co dziwić. Wracamy w kierunku zgrupowania sterniczek. Okazuje się, że jest ich co najmniej 160 !!!

Samiec wąsatki Panurus biarmicus nad jeziorem Xocasan
Samiec wąsatki Panurus biarmicus nad jeziorem Xocasan
Samiec wąsatki Panurus biarmicus nad jeziorem Xocasan
Skryta jak myszka - tamaryszka Acrocephalus melanopogon nad jeziorem Xocasan
Tamaryszka Acrocephalus melanopogon nad jeziorem Xocasan
Modrzyk siwogłowy Porphyrio poliocephalus nad jeziorem Xocasan 
Modrzyk siwogłowy Porphyrio poliocephalus nad jeziorem Xocasan
Modrzyk siwogłowy Porphyrio poliocephalus nad jeziorem Xocasan
Niewielka część zgrupowania sterniczek Oxyura leucocephala na jeziorze Xocasan. Naliczyliśmy ich co najmniej 160 !!!

Kolejnym etapem dzisiejszego dnia będą półpustynne obszary na zachód od Baku w kierunku Cǝngi. Ambitnie poszukujemy kalandry białoskrzydłej 😉. Zapadam w lekką drzemkę. W pewnym momencie budzi mnie gwałtowne hamowanie samochodu. Okazuje się, że taka reakcja Łukasza spowodowana była dostrzeżeniem przelatujących stepówek czarnobrzuchych. Na pobliskiej stacji benzynowej wreszcie możemy napić się prawdziwej kawy, z Turcji. Zamawiamy również azerską zupinę opartą na ciecierzycy. Smakowo OK 😊. Wjeżdżamy głęboko w półpustynie. Znowu wieje, ale nie tak mocno jak wczoraj. Dzisiaj jednak wiatr jest zimny. Chcemy zobaczyć przede wszystkim gilaki pustynne i kurhannika. To się nam nie udaje. W zamian mijamy duże liczebnie stada skowrończyków kaspijskich pomieszanych z kalandrami szarymi. Mamy też bliskie spotkanie z dwoma sępami kasztanowatymi. Rzeczą oczywistą jest, że w takim krajobrazie musi trafić się białorzytka płowa. Chłopaki mogą wreszcie zaliczyć też aktywne wulkany błotne. No powiedzmy "wulkaniki" 😉.

Skowrończyki kaspijskie Alaudula heinei
Skowrończyk kaspijski Alaudula heinei
Surowy krajobraz półpustyni. 
Sęp kasztanowaty Aegypius monachus 
Białorzytka płowa Oenanthe isabellina

Pogoda niestety się zmienia. Niebo zaciąga się chmurami. Chcemy dotrzeć jeszcze na wyspę Pirallahi. Trasa wiedzie przez północne i wschodnie obrzeża Baku. Dziesiątki pomp tłoczących ropę, "las" słupów poustawianych wydaje się że bez żadnej koncepcji, sieć rur, pryzmy ziemi no i to wszystko tonie w śmieciach. Po drugiej stronie zbiornika Böyuk Sor zupełnie inne Baku. W niebo pną się drapacze chmur Socar Tawer, Azersu Tawer, Sofaz Tower, imponuje bryłą stadion olimpijski. Niesamowite kontrasty. Docieramy mostu łączącego wyspę ze stałym lądem. Obserwujemy ptaki po obu jego stronach. Warunki są nieprzyjemne i nie ma co ukrywać zaczyna nam się nie chcieć. Odhaczamy w tym miejscu dwie nowości czyli mewę siwą i zausznika. W głąb wyspy nie wjeżdżamy ale jeszcze na koniec obieramy kurs na Park Narodowy Abseron. Docieramy na miejsce przed 17. Bramę Parku za chwilę zamkną pozostaje więc rzucić jeszcze okiem na wybrzeże poza granicami parku. Dochodzi nam siewnica. To ostatni, 153 gatunek, na naszej liście wyprawowej. W drodze na lotnisko robimy jeszcze tylko drobne zakupy herbaty azerskiej, lokalnych słodyczy i trunków po czym meldujemy się naszym ucioranym do granic możliwości 'Pajero' na lotnisku. Zwrot ubrudzonego auta kosztuje nas dodatkowo 18 manatów ale to niewiele drożej od usługi w myjni zleconej we własnym zakresie. Zwracamy brudne auto z premedytacją nie chcąc tracić cennego czasu na ptaki 😉. 

*******

Nasza wyprawa dobiegła więc końca. 'Omida' co prawda się nie doczekaliśmy ale wszyscy jesteśmy zadowoleni z gatunkowych zdobyczy. Spotykaliśmy przyjaznych, życzliwych nam ludzi. Azerskie krajobrazy w niektórych miejscach owszem przepiękne. Mnie jednak Azerbejdżan kojarzyć się będzie z krajem leżącym nie na ropie i ziemnym gazie ale na śmieciach 😟. Niestety.

*******

'Omid' pojawił się w Shirwan tydzień po naszym wyjeździe. Widziało go niewielu. No cóż przez najbliższy rok będziemy żyli nadzieją, że ptak przetrwa i ponownie w swoim cyklu życiowym pojawi się w Azerbejdżanie, ciesząc już i nasze oczy.

'Omid' wraca na północ. Shirvan N.P - 14.03.2022  fot. Adam Selmeczi Kovacs