wtorek, 22 lutego 2022

Wędrujemy po drozda wędrownego

Ruch lewostronny jest dla mnie póki co psychiczną barierą nie do pokonania, dlatego też Anglia z jej ptasimi rzadkościami natenczas jest dla mnie mało osiągalna 😕. No ale są czasami przypadki pojawów gatunków w miastach lub na ich obrzeżach, gdzie można dotrzeć komunikacją publiczną. Wymaga to oczywiście dużego nakładu czasowego przede wszystkim oraz sporo wyrzeczeń podczas długiej podróży różnymi środkami no ale czego się nie robi aby zobaczyć na przykład drozda wędrownego 😀.

Młody samczyk należący właśnie do tego gatunku pojawił się w Eastburne, mieście położonym na wybrzeżu Morza Północnego, 8 lutego. Wybrał sobie obrzeża miasta w rejonie Hill Road i buszował tak już od tygodnia w zakrzaczeniach między zabudową, pojawiając się czasami na bardziej otwartych trawnikach lub jagodowych krzewach rosnących w rejonie garaży przy głównej ulicy. Codziennie przyciągał licznych ptasiarzy i fotografików bo nie ma co ukrywać, że istota ta jest bardzo fotogeniczna 😉.

Ruszyliśmy więc w parze na Albion. Ułożyłem plan podróży doskonały. No … prawie doskonały. Rynairem do Stansted, stamtąd nocnymi autobusami National Express do Londynu na dworzec autobusowy Victoria a następnie do Brighton a dalej już lokalnym autobusem linii 12 do Eastburn. I tak oto, po 12 godzinach w podróży, na godzinę 7 rano powinniśmy być na miejscówce z drozdem. Wszystko szło pięknie do pewnego momentu, a mianowicie do etapu podróży do Brighton. Nie mogliśmy z niewiadomych przyczyn kupić biletu autobusowego przez internet i okazało się na miejscu, że biletów na ten kurs już nie ma. Następny za 5 godzin. Byłem cholernie zły ale cóż było począć. Stało się tak, że do Eastburn w końcu dojechaliśmy w południe. Na miejsce drozdowe szybko dostaliśmy się kolejnym autobusem, tym razem miejskim, linii 14. Pech chciał, że właśnie zaczął przechodzić jakiś niż z porywistym wiatrem i deszczem. Efekt był taki, że przemoczeni do suchej nitki zostaliśmy na noc w mieście. Całe szczęście, że w hotelu było centralne ogrzewanie i można było się wysuszyć. Marne pocieszenie, że oprócz nas podobnie z kwitkiem odeszło jeszcze kilka osób, bo drozd się nie pokazał. Pojawił się niepokój czy aby drozda nie wywiało w siną dal. W taką pogodę było to możliwe, choć przed południem był jeszcze na miejscu. Trzeba odpędzić złe myśli a najlepszym sposobem na to było zafundowanie sobie "chips and fish" z browarem 😊.

Następnego dnia było jeszcze ciemno kiedy zjawiliśmy się, korzystając z taksówki, przy Hill Road. Pogoda znośna. Na szczęście nie pada choć silnie wieje cały czas. Jesteśmy oczywiście pierwsi. Po kilkunastu minutach dołączają do nas dwaj Szkoci. Drozd pojawił się dokładnie o 7:20. Nagle jak zjawa. Usiadł tuż koło mnie na czubku drzewka przy jednej z posesji , po czym sfrunął i zniknął za budynkami. Gdyby nie to, że widzieli go też przez moment Szkoci pomyślałbym, że mi się wydawało 😮. Katka niestety się spóźniła bo była w innym miejscu. Czekamy dalej. Przybywają kolejni ptasiarze. Jest nas już koło 10 osób. Co się odwlecze … W pewnym momencie Katka woła, że drozd właśnie jest na łące przy końcu ulicy.  Wszyscy podążają w tym kierunku. Istotnie drozd wędrowny, jak na typowego drozda przystało, biega po trawie szukając jakichś smakołyków. Więc jednak się udało nam obojgu zobaczyć tego "jankesa" 😁. Zdjęcia wychodzą takie sobie, oczywiście mogłyby być lepsze. Drozd pokazuje się jeszcze kilkukrotnie jednak przy nas nie przelatuje na "jagodowe" krzewy. Pojawiają się przebłyski słońca. Szkło obiektywu zaparowuje. Schodzimy w dobrych nastrojach do centrum miasta. Powrót do Brighton oczywiście autobusem linii 12. Znowu zaczyna padać i wiać. To pierwsze oznaki zbliżającego się orkanu "Dudley". Nie zgadniecie, ile jest przystanków między Eastburne a Brighton ? Oba miasta dzieli raptem 35 km (22 mile). Inżynier projektujący trasę przejazdu autobusowego miał polot: 89 przystanków 😜. Na szczęście większość z nich jest "na żądanie" a przejazd trwa ponad 1,5 h. Piętrusem. Do Polski docieramy bez przeszkód.  Huraganowe wiatry dopiero do Polski dotrą.


Eastbourne - dworzec kolejowy
Przedmieścia Eastbourne. Do drozdowej miejscówki jest trochę pod górkę 😉
Ostatnie domki przy Hill Road graniczą z trawiastymi zboczami. Tam właśnie najczęściej można było spotkać drozda wędrownego
Tak to właśnie wygląda 😊
Drozd wędrowny Turdus migratorius - młody samiec gości w tym rejonie już od tygodnia (Eastbourne, Hill Road - 16.02.2022)
Drozd wędrowny Turdus migratorius w Anglii już po raz 32 (Eastbourne, Hill Road - 16.02.2022) 
Drozd wędrowny Turdus migratorius (Eastbourne, Hill Road - 16.02.2022) 
Drozd wędrowny Turdus migratorius (Eastbourne, Hill Road - 16.02.2022) 


Jak po kalandry to na Podkarpacie

Podkarpacie kalandrami stoi twierdzą co niektórzy. Trudno się z tym nie zgodzić. Coś w tym stwierdzeniu musi być 😉.Kiedy blisko rok temu Wojtek Guzik "odkrył" na nowo dla Polski (po ponad 100 latach) kalandrę szarą na polach koło Bzianki można było  powiedzieć - ot przypadek. Kiedy jednak wczoraj, 10.02.22, Grzegorz Biały obwieścił ptasiarskiemu światu, że oto na polach niedaleko wsi Przychojec koło Leżajska, przy zakolu Sanu widział i sfotografował pierwszą dla Polski KALANDRĘ DWUPLAMISTĄ to ja już przestałem wierzyć w takie przypadki 😉. Udany "tłicz", ależ to byłoby piękne otwarcie nowego sezonu 😊

W każdym razie następnego dnia, było jeszcze ciemno kiedy na polnych drogach koło Przychojca dało się zauważyć wzmożony ruch pojazdów. Nadciągały od północy i od południa, przynajmniej do pewnego momentu bo dalej błoto już nie pozwalało 😀. Ja zabrałem się ze Śląska z Darkiem Szlamą i Wojtkiem Miłoszem. Byliśmy na miejscu jednymi z pierwszych. I tak oto, mimo że to był dzień roboczy, zebrało się 33 chłopa (kobiet tym razem nie było, no chyba że jakaś niewiasta dobrze wtopiła się w otoczenie. Jeśli tak to przepraszam 😊) rządnych odnalezienia wczorajszego, nie byle jakiego przecież, gościa. Tyralierą naprzód chciałoby się rzec. Tak też się stało. Najpierw w jedną stronę, potem w drugą i jeszcze raz na północ. No niestety kalandra dwuplamista pozostała na liście jednego ptasiarza czyli znalazcy, który również pojawił się na miejscu i opowiadał szczegóły wczorajszej obserwacji. Ależ my Ci Grzesiu zazdrościmy. Przeszliśmy setki hektarów co dało się we znaki szczególnie następnego dnia, głównie tym starszym ptasiarzom (mam na myśli nie tylko siebie 😉). Po czterech godzinach walki poddaliśmy się.

Z ciekawszych gatunków udało się "wydeptać" 5 górniczków i 2 śnieguły. Poza tym na polach widać było początki przedwiośnia: pojedyncze skowronki, migrujące gęsi i pierwsze stado czajek.

A wracając do stwierdzenia z pierwszego zdania tego wpisu czas teraz na kalandrę białoskrzydłą 😁 czego sobie i wszystkim ptasiarzom życzę.


Tyralierą naprzód !
Przeszukaliśmy setki hektarów pól
Górniczki Eremophila alpestris też cieszą