Albatros czarnobrewy Thalassarche melanophris, już od chyba trzech wiosennych sezonów przecina powietrzną przestrzeń wschodniej części Morza Północnego zatrzymując się co jakiś czas na odpoczynek a to na Helgolandzie, a to Sylcie czy w duńskim Agger Tange. Siedzi sobie wtedy przez albo kilka godzin albo też przez kilka dni dając nadzieję ptasiarzom aby być zobaczonym. Kapryśna bestia. Tym razem na dłużej wybrał sobie właśnie Sylt. Czas więc na moje drugie podejście pod ten gatunek. Wraz z Kasią zapakowaliśmy do mojego Fiaciora rowery (tak tak ROWERY - tego jeszcze nie było) i naprzód. Co istotne obecność ptaka w dniu naszego wyjazdu, czyli 24.06., oczywiście była potwierdzona.
Sylt to największa z Wysp Północnofryzyjskich. Taki długi rogal. Dostanie się na nią samochodem nie jest takie proste ani też … tanie. Wyspa ma połączenie ze stałym lądem przez długą na 8 km groblę (Grobla Hindenburga) po której wiedzie trakt kolejowy. Trzeba więc dotrzeć do stacji kolejowej Niebüll, wjechać na specjalne wagony i absolutnie nie wysiadać. Kierowca i pasażerowie odbywają podróż we wnętrzu swojego auta co podobno podczas pokonywania grobli przy bardzo silnym wietrze i wysokiej fali, szczególnie dla tych „parkujących” na niższym piętrze wagonu, jest nie lada przeżyciem … za 75 Euro .
Zamiast o świcie dotarliśmy do Niebüll po 9-tej. Kupujemy bilety w automacie (8,40 € od osoby za przejazd + 4,20 € rower bilet całodzienny). Stojąc i zastanawiając się jak tą maszynę sobie podporządkować, pojawia się przy nas miła Pani, która pomimo, że spieszy się na pociąg stara się nam pomóc i w końcu … podarowuje nam jeden bilet, bo z roztargnienia kupiła dwa.
Czy to w naszym „dumnym kraju” i wśród naszych nadętych „patriotów” byłoby możliwe ? Ale póki co nie brnę dalej w te rozważania.
|
Coś na pewno jeszcze można byłoby tu zmieścić 😉
|
|
Tak też można |
|
Przejeżdżamy
groblę |
Jak to w Niemczech, pociąg przyjeżdża punktualnie i po blisko pół godzinie jazdy wysiadamy na stacji Keitum.
Oczywiście wziąłem swój rower bez powietrza w kołach. „Dopompuje się” – pomyślałem. Okazało się, że „zdobycie” na miejscu „pumpy” graniczy z cudem. Rowerów setki, pompki brak. Tracimy godzinę (ależ jestem na siebie zły). W końcu udaje się odnaleźć wypożyczalnie rowerów i miły Pan za „free” dobija „luft” w koła. Pogoda się zdecydowanie polepszyła. Przestało padać, wyjrzało słońce ale niestety wieje, co niebawem odczuwamy będąc na grobli otaczającej Rantumbecken. Taka „5” w skali B. Wymarzone warunki dla … albatrosa. Żeby się wynieść. Tak też uczynił. Jeszcze wczorajszego późnego popołudnia przeleciał sobie na północ wyspy po czym stamtąd skubaniutki czmychnął. Będzie więc trzecia runda, ale to już chyba w przyszłym sezonie. Chyba żeby.
Dojeżdżamy groblą do Rantum co jest wyczynem przy tym silnym wietrze i przebijamy się na drugą stronę wyspy. Ciągnące się kilometrami (ponad 38 km) puste o tej porze plaże, wydmy, otwarte takie prawdziwe morze i niezmącony niczym spokój. Po prostu pięknie.
|
Keitum –
stara ale jakże urocza zabudowa. Płoty czy też inne ogrodzenia jak widać nie są
potrzebne
|
|
Rantumbecken
od północy (fot. K. Mikicińska) |
|
Rantumbecken.
Na tych wysepkach zdarzało się odpoczywać albatrosowi (fot. K. Mikicińska)
|
|
Wszystko
pięknie gdyby tylko nie ten wiatr (fot. K. Mikicińska) |
|
Wilhelmina
o rubensowskich kształtach zachęca do plażowania bez strojów. Podobno Sylt
słynie z plaż dla naturystów. Podobno 😉
|
|
Gdzieś tam pewnie śmiga sobie albatros |
|
Póki co
plaże puste. Takich plażowych koszy podobno jest 13 tysięcy
|
|
Wydmy
koło Rantum |
W drodze powrotnej w knajpce przy zatoce jemy rybę i pijemy … piwo.
Oczywiście ptaki są cały czas obok nas. Pliszka brytyjska jest chyba największym „rarytem” wyjazdu, ale to nie ona nadaje ptasiego charakteru tej wyspie. Ostrygojady, szablodzioby, ohary w tym jedna para z parodniowymi pisklakami. Na łachach setki siewek, m.in.: szlamiki, biegusy rdzawe i zmienne, sieweczki obrożne. Są też rybitwy rzeczne i białoczelne. Co też tu musi się dziać podczas szczytu migracji. A może by tak tu wrócić w tym czasie ? W drodze na dworzec atakują nas (dosłownie) rycyki. Gdzieś muszą być ich młode.
Żegnamy wyspę i pomimo, że do widzenia z albatrosem nie doszło to i tak były to piękne godziny.
|
Pliszka
brytyjska - Motacilla alba yarrellii
|
|
Ostrygojady - Haematopus ostralegus. Wszechobecne
|
|
Ohar - Tadorna tadorna |
|
Sieweczka obrożna - Charadrius hiaticula |
|
„Rudzielce” czyli szlamniki - Limosa lapponica i biegusy rdzawe - Calidris canutus |
|
Drący się wniebogłosy rycyk - Limosa limosa
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz