Kuwejtem, jako kolejnym miejscem mojej ptasiarskiej podróży, zacząłem interesować się już od kilku lat. Ten leżący na wschodnich rubieżach WestPalu niewielki, pustynny, kraj ma w swoim składzie awifauny "perełki", które kuszą 😉. Różnego typu uwarunkowania sprawiały, że wyprawa na ptaki do tego kraju, gdzie jeszcze przecież zupełnie niedawno trwała wojna, wydawała się logistycznie dosyć trudna. Nie latają tutaj tanie linie, turystyka jest póki co raczej słabo rozwinięta, potrzebna jest wiza, większość gatunków podobno jest do zobaczenia, na zamkniętych terenach, gdzie wstęp jest możliwy tylko z lokalnymi przewodnikami a cena tygodniowych ptasiarskich wycieczek organizowanych przez zachodnie biuro podróży czy też lokalnego przewodnika, przyprawiał o zawrót głowy. No bo wydać 1400 Euro na głowę (bez przelotów) to wydatek kosmiczny, jak dla mnie. Tym bardziej, że aby skompletować pełną listę gatunków po które się tu jeździ, trzeba odwiedzić ten kraj minimum dwukrotnie.
No ale w końcu, po długim szperaniu w internecie i cennych informacjach od skandynawskich i brytyjskich ptasiarzy (znajomych z Corvo) udało mi się zorganizować czterodniówkę w Kuwejcie (z przewodnikiem) w cenie bardzo korzystnej 😊. Wraz z Kasią, pełni obaw, ruszyliśmy więc nad Zatokę Perską.
Tanio docieramy liniami WizzAir do Dubaju. Lecimy tylko z bagażem podręcznym co bardzo ułatwia przemieszczanie się komunikacją publiczną. Mamy kilka nocnych godzin na zobaczenie czegoś z dubajskich atrakcji. Na lotnisku Al-Maktum odprawa graniczna przebiega bardzo sprawnie pomimo dużego natłoku turystów. Wykupujemy kartę NOL (srebrną), która jest niezbędnym "przyrządem" do poruszania się komunikacją publiczną i wsiadamy do autobusu nr 155, którym docieramy do stacji metra, która jest nieczynna. Tutaj okazuje się, że musimy przesiąść się na inny autobus - S1, którym docieramy do innej, czynnej już stacji. Niestety metro nie jeździ po nocy, ale udaje nam się dotrzeć ostatnim kursem do stacji Dubai Mall - w samo centrum miasta. W metrze spotykamy młodego Polaka z dredami na głowie, z którym ucinam krótką pogawędkę. W Dubaju jest nie po raz pierwszy, teraz leci do Indii. Zwraca nam uwagę, że trzeba uważać na linie dzielącą wagon na część męską i żeńską. Nie zastosowanie się do tego, ustalonego porządku, podobno grozi wysokim mandatem. Oczywiście my jesteśmy grzeczni i się stosujemy 😉. W wagonie bardzo "kolorowo". Metro różnych kultur 😊. Kierując się graficznymi wskazówkami wychodzimy na plac z kompleksem fontann. Niestety nie dane nam będzie obejrzeć pokazu łączącego grę światła, muzyki, strumieni wodnych wystrzeliwanych podobno na wysokość 140 m. Za to przed nami największy budynek świata - Burdż Chalifa. Wokół gęsto od "drapaczy chmur". Dubaj, zawsze kojarzył mi się z bogactwem i przepychem. Nie sądziłem, że kiedykolwiek potwierdzę to na własne oczy. Siadamy na trawniku, trochę przytłumieni niesamowitą architekturą, wcinamy domowe kanapki. Wystrój ulic i placów przypomina o zbliżającym się okresie świątecznym: oświetlone figury reniferów, iluminacje na drzewach a nawet postawiony bałwan. Trochę mnie to dziwi ale z drugiej strony czegóż nie robi się aby dogodzić turystom z Europy, którzy tłumnie zjeżdżają się tutaj na okres świąteczno - noworoczny zostawiając przy tym nie małe pieniądze. Wychodzimy na Bulwar Szejka Mohammeda bin Rashida. Łapiemy taksówkę. Sympatyczny kierowca o hinduskiej urodzie pomaga nam znaleźć bankomat. Za przejazd płacimy coś koło 50 zł.
|
Dubaj nocą - drapacze chmur w otoczeniu sztucznego jeziora z fontannami przy Burdż Chalifa |
|
Pierwotnie Wieża Dubaju a obecnie, na cześć Prezydenta Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Chalifa ibn Zajida Al Nahajjene - Burdż Chalifa - 829 metrów, 163 piętra użytkowe i koszt 1,5 miliarda USD. Najwyższy budynek świata robi wrażenie. |
Dzień 1 - Mamy szczęście
Do Kuwejtu docieramy rano liniami Kuwait Airways.
Odprawa wizowa poszła błyskawicznie. Mając elektroniczną wizę trzeba tylko kupić znaczek w automacie za 3 KD. Warto więc mieć te kilka kuwejckich dinarów przy sobie. W Polsce nie jest łatwo je dostać (kurs 11 do 13 zł). Tak a propos waluty kuwejckiej to jeszcze nie spotkałem się z banknotami o nominale 1/2 czy 1/4 lokalnej "złotówki". Niestety coś nie zadziałało i nie spotykamy się tak jak było ustalone z naszym lokalnym przewodnikiem. Czekamy przed terminalem nr 4, rozglądamy się, niewątpliwie rzucamy się w oczy (mam lornetkę na szyi), jesteśmy jedynymi europejczykami. Nie można nas nie zauważyć. "Huston mamy problem !" Chyba po raz pierwszy w moich eskapadach nie mam planu awaryjnego. No ale trzeba się jakoś odnaleźć w tej sytuacji. Póki co bezpłatnym busem dojeżdżamy na terminal 1. Przy postoju taksówek, jak zresztą w każdym szanującym się kraju, znajdzie się zawsze jakaś duszyczka chcąca dorobić, jak to się mówi, "na boku". Ma na imię Sultan i za 5 KD zawiezie nas na Green Island. Oczywiście jest doskonale zorientowany, jak twierdzi, gdzie to jest itd. Okazuje się jednak, że po kilku kilometrach muszę przejąć kontrolę nad nawigacją 😜. Docieramy na rozległy parking. Przed nami Green Island. Ważna dla ptasiarzy miejscówka na m.in. persówkę no i kilka jeszcze innych gatunków topowych w Kuwejcie. Poza autem dogadujemy się, że o 15.00 Sultan wróci po nas i odwiezie do hotelu. W pewnym momencie przechodzi obok nas jakiś gościu z porządnym zestawem do fotografowania. Mijając nas rzuca "Dzień dobry". Pytam się Sultana czy Go zna. Na to Sultan, nie zastanawiając się, przywołuje gościa, coś w stylu "Ej, chodź no tutaj". Tak poznajemy Mika Pope, znanego tu ptasiarza i fotografika z RPA, który rezyduje w Kuwejcie, prowadzi też ptasiarskiego bloga 😊. Na swoim blogu Mike napisze później "Po przyjemnym porannym tenisie zaplanowałem spokojny spacer po Zielonej Wyspie. Kiedy przyjechałem, zobaczyłem parę z lornetką i kamerą, wyglądającą na trochę „zagubioną”. Mike jest niezmiernie sympatycznym człowiekiem, proponuje nam wspólne przeczesanie Green Island w poszukiwaniu persówki. Wstęp na wyspę kosztuje 1 KD, ale co ważne, jeżeli znudzi nam się chodzenie w parku, ale planujemy wrócić tu tego samego dania tylko później, trzeba przy wyjściu poinformować strażników. Zaoszczędzimy wtedy 1 KD 😉bo wejdziemy na ten sam bilet co wcześniej. Co prawda jest już dość późno, ale może jeszcze będziemy mieli szczęście. Przy wejściu do parku głośny i liczny tu bilbil białouchy otwiera moją listę zdobyczy na "kuwejckim froncie". Persówki niestety nie ma, jest już zbyt późno. Mike pokazuje nam rozłożysty krzew w którym najczęściej zbierają się one na nocleg. Kolejnym nowym gatunkiem jest wikłacz rdzawolicy. Obserwujemy pięknie wybarwionego samca, który trzyma się stałego, niewielkiego rewiru w centralnej części wyspy. No i już jest pięknie 😀. Z innych gatunków spotykamy m.in. synogarlice senegalskie, łowca krasnodziobego i czaplę rafową
|
Bilbil białouchy (Pycnonotus leucotis) |
|
Wikłacz rdzawolicy (Ploceus galbula) |
|
Synogarlica senegalska (Streptopelia senegalensis) |
|
Czapla rafowa (Egretta gularis) |
Ponieważ do 15-tej mamy jeszcze mnóstwo czasu, Mike proponuje nam wspólne odwiedzenie zatoki Sulaibikhat, gdzie może trafimy na
krabożery. Po drodze odwiedzamy kolejne miejsce na persówkę, a mianowicie ogród przy Kuwejckim Instytucie Badań Naukowych (KISR). Co prawda teren jest "ogrodzony" ale persówki, jak są, bez problemów dają się obserwować też i zza ogrodzenia. Jednak dzisiaj nic z tego nie będzie. Jest już zbyt późno. Czekamy na brzegu na przypływ, który powinien przygnać bliżej linii brzegowej liczne siewkowce żerujące teraz hen, hen daleko. Niestety nie widzimy
krabożerów. Bez lunety udaje nam się oznaczyć krwawodzioby, sieweczki
pustynne, biegusy malutkie, zmienne. Obecne są flamingi, czaple rafowe w obu formach barwnych i siwe oraz mewy: śmieszki, żółtonogie i cienkodziobe. Co jakiś czas przemykają rybitwy krótkodziobe. Uwagę naszą póki co przykuwają śmieszne 2 gatunki skoczków mułowych: Periophthalmus waltoni (mniejszy ale za to bardziej czupurny) oraz Boleophthalmus dussumieri. Są "złodziejami czasu" 😉, ich gonitwy i walki można byłoby obserwować godzinami.
|
Zatoka Sulaibikhat przyciąga w okresie migracji tysiące ptaków wodno-błotnych |
|
Periophthalmus waltoni (ten mniejszy, cętkowany) i Boleophthalmus dussumieri |
|
Boleophthalmus dussumieri w całej okazałości |
|
Rybitwa krótkodzioba (Gelochelidon nilotica) w locie |
|
Bilbile białouche (Pycnonotus leucotis) są wszędzie |
Wracamy na Green Island. Po drodze Mike sugeruje nam abyśmy podczas pobytu odwiedzili tez mijany właśnie Shaheed Park, dobre miejsce na dzierzby. Żegnamy się z naszym doraźnym przewodnikiem. Mike proponuje abyśmy utrzymywali kontakt poprzez whatsapa, będzie starał się nam przesyłać na bieżąco miejsca obserwacji co ciekawszych gatunków. Na pamiątkę dostaje od nas wyprawowy T-shirt z krabożerem. Chyba jest mile zaskoczony.
Wchodzimy ponownie na Green Island. Zrobiło się tłoczno. No ale co się dziwić, mamy przecież piątek, a więc początek weekendu. Zaczyna się rodzinne grillowanie.
|
Green Island - pikniki rodzinne |
Obchodzimy wyspę dookoła ale nie znajdujemy "nowych" ptaków. Odczuwamy już zmęczenie. Zbliża się 15, najwyższy czas udawać się na parking. Nasz Sultan spóźnił się dobre pół godziny wzbudzając w nas niepokój. Okazało się, że ... zaspał 😊. Docieramy więc do hotelu. Na oderwanym kawałku kartki nasz kuwejcki "przyjaciel" zostawił nam swój numer telefonu. Na wszelki wypadek. Cały czas nie daje mi spokoju dlaczego nie spotkaliśmy się z Pekką - naszym umówionym przewodnikiem. Hotel "Royal Inn" z królewskim mianem niewiele miał wspólnego. Grzyb na ścianie, o ręczniki trzeba było się upomnieć, przeciekający brodzik od prysznica a na dodatek uszkodzony zamek w drzwiach, który nie pozwalał zamknąć ich po wyjściu z pokoju. Ale generalnie czysto, trzeba pochwalić sympatyczną, zawsze uśmiechniętą obsługę no i dobrą lokalizację (blisko Carrefour z bankomatem, ulica z licznymi knajpami, no i nasza wypożyczalnia samochodów). Piszę maila do Pekki.
Dzień 2 - Jest 700 !
Udajemy się po samochód. Pojawia się problem, gdyż powinniśmy być po niego wczoraj wieczorem. Całkiem wyszło mi to z głowy. Ale udaje się pojazd zorganizować. Pojawia się kolejny problem. Okazuje się nim moje międzynarodowe prawo jazdy, oczywiście takie wydane w Polsce. Generalnie nie ma w nim podanych nazw krajów na obszarze których uprawnia ono do kierowania pojazdami. Trochę trwało zanim Ahmad potwierdził, że mogę jeździć. Trwało to wszystko długo, ale dzięki temu mogliśmy napić się dobrej kawy 😊. W końcu siadam za kierownicą Po raz pierwszy mam w rękach automat. Widzę trochę przerażenia w oczach Ahmada, kiedy obserwuje moje poczynania przy cofaniu. No ale szybko opanowuję wajchę od skrzyni biegów. Jedziemy na kraskę orientalną. Poruszanie się pojazdem po kuwejckich drogach, szczególnie w godzinach szczytu i w centrum miasta, stanowi nie lada wyzwanie. Z każdym przejechanym rondem nabieram jednak wprawy i strach powoli ustępuję. Docieramy do parku koło Adan Hospital. Kraskę namierzamy bardzo szybko. Siedzi sobie na czubku latarni przy parkowej alejce w otwartym terenie. Nie ma problemu z podejściem jej na kilkanaście metrów. Pięknie się ten dzień rozpoczął 😊.
|
Park koło Adan Hospital cieszył się tej zimy dużą popularnością wśród ptasiarzy. Obrała go sobie jako miejsce zimowania kraska orientalna (Coracias benghalensis) |
|
Kraska orientalna (Coracias benghalensis) ostatnio pojawia się zimą w Kuwejcie dość regularnie, nie zawsze jednak w miejscu ogólnie dostępnym |
|
Kraska orientalna (Coracias benghalensis) |
|
Kraska orientalna (Coracias benghalensis) |
Mike, zgodnie z obietnicą wczoraj podesłał nam lokalizację miejscówki na dżunglotymala afgańskiego. Co najważniejsze w miejscu gdzie nie trzeba nikogo prosić o zgodę na wejście, bo da się je obserwować z pobocza drogi 😊. No to trochę drogi przed nami bo prawie pod iracką granicę. Wydostajemy się w końcu poza strefę miejskiej zabudowy. Wokół nas surowe pustynne krajobrazy. Ruch na autostradzie niewielki. Mijamy ogromne obszary rafinerii, którym towarzyszą słupy ognia. Kopaliny to przecież główne bogactwo Kuwejtu. Z drogi dostrzegamy całe osiedla namiotowe. To zapewne miejsce zamieszkania robotników. Zatrzymujemy się na stacji benzynowej. Tutaj jeździ się wyłącznie na benzynie, no i warto jest mieć gotówkę bo terminale płatnicze obsługują z reguły tylko lokalne transakcje. Za 2 KD wlewamy 23,5 litra benzyny czyli za litr płacimy ... polską złotówkę. W przydrożnym ruchomym sklepiku dokonujemy zakupu opakowania wody mineralnej płacąc za 4 litry - 1 KD czyli za litr płacimy aż 3 zł 😲.
|
Skoro jest pustynia muszą być i wielbłądy 😉 |
Miejscówka wskazana przez Mika do atrakcyjnych nie należy. Ogrodzone uprawy przy drodze, a w przydrożnych rowach po obu stronach m.in. padłe, rozkładające się owce. Godziny południowe nie prowokują ptaków do aktywności. Trwamy jednak w tym miejscu wzbudzając zainteresowanie mieszkańców, m.in. dwóch młodych kobiet jadących samochodem z dziećmi. Uśmiechnięte rozmawiają z Kasią pytając skąd jesteśmy i co tutaj robimy. Zatroskane pytają czy mamy wodę do picia. Po paru minutach wracają do nas z ... lodami 😄. Trafia się też i jakiś właściciel pobliskiego gospodarstwa, zapraszając nas w gościnę, jak już znajdziemy "tego ptaka". A tymala jak nie było tak nie ma. Mamy za to póki co dzierzbę pustynną - jakby nie było tick ! W końcu nasza cierpliwość zostaje nagrodzona. Kasia jako pierwsza dostrzega na ogrodzeniu przy drodze "dziwnego ptaka". Po chwili cieszymy się z obserwacji całego stadka dżunglotymali afgańskich 😊 .
|
Dzierzba pustynna (Lanius isabelinus) |
|
Poczęstunek - na ochłodę |
|
Dżunglotymal afgański (Turdoides caudatus) - jakby nie było nr 700 na mojej liście WestPalowej |
Dzień 3 - Krabożery
Godziny przedpołudniowe spędzamy w Parku Fintas. Stąd raportowano w ostatnich dniach kilka bilbili czerwonoplamych. Park jest niewielki, obchodzimy go kilkukrotnie ale interesującego nas pierzastego obiektu nie odnajdujemy. W stadzie wróbli za to udaje nam się wypatrzeć wikłacza rdzawolicego. Kawa z tutejszego Starbucksa smakuje wybornie.
|
No gdzież te bilbile ? |
|
Dzierzba białoczelna (Lanius nubicus) |
Zbliża się południe więc czas na przemieszczenie się nad zatokę Sulaibikhat. Powinny być krabożery, jak informował nas wczoraj wieczorem Mike. Rzeczywiście są !!! Stadko ponad 30 ptaków żeruje dość blisko brzegu. Wpada nam kolejny "topowy" gatunek 😄.
|
Krabożery (Dromas ardeola) |
|
Krabożer (Dromas ardeola) |
|
Krabożer (Dromas ardeola) |
|
Flamingi różowe (Phoenicopterus roseus) |
Odpisał Pekka. No jest kwas. Podobno Pekka był na lotnisku a gdy nas nie odnalazł przyjechał do hotelu i na recepcji zostawił numer swojego telefonu. Sprawdzamy. Istotnie, pan recepcjonista przypomina sobie, że i owszem jest dla nas informacja 😠. Ręce opadają. No ale już się tego nie odkręci.
Dzień 4 - Persówki na koniec
Ostatni dzień ptaszenia. Wcześnie rano podjeżdżamy pod ogrodzony teren KISR. Już z daleka widzę w czubkach krzewów kilka większych ptaków z długimi ogonami. Czyżby ? Po chwili nie mamy już wątpliwości. Stadko persówek, myślę, że ponad 20 ptaków zarówno dorosłych samców jak i ptaków w upierzeniu samic, które nocowały w gęstych koronach niskich drzew, budzi się do życia. Po kilkunastu minutach, w grupkach po kilka, zaczynają się rozlatywać. Uff !!! Tak więc wszystkie ważne gatunki z kuwejckiej zimowej listy odhaczone 😀.
|
Persówka (Hypocolius ampelinus) - dorosły samiec |
|
Persówka (Hypocolius ampelinus) - dorosły samiec |
|
Persówka (Hypocolius ampelinus) - dorosły samiec |
Jedziemy do Shaheed Parku. Pod obszarem parku ogromny podziemny parking za free. Park z dużą ilością otwartych przestrzeni. Nic dziwnego, że to podobno dobre miejsce na dzierzby. Spotykamy Pekkę z grupą Finów. Wreszcie możemy sobie wyjaśnić jak to się stało, że spotykamy się w zasadzie dopiero w ostatnim dniu naszego pobytu. Myślę, że rozstajemy się w dobrej atmosferze. Umawiam się już z Nim na wiosenną wizytę. W paku spotykamy gąsiorki, dzierzby białoczelne, pewne dzierzby pustynne natomiast pewnych dzierzb rdzawosternych raczej nie widzimy, chociaż nie można też tego wykluczyć, bo młode ptaki obu gatunków są wyglądem do siebie bardzo podobne. Parki miejskie w Kuwejcie są bardzo zadbane i stanowią doskonałe miejsce do obserwowania ptaków. Najczęściej nie ma problemów z zaparkowaniem przy nich samochodów, a ponieważ są zielonymi wyspami z wodą przyciągają ptaki niczym magnes.
|
Shaheed Park |
|
Shaheed Park |
|
Shaheed Park |
|
Czyżby dzierzba rdzawosterna (Lanius phoenicuroides) ? |
|
Gąsiorek (Lanius collurio) |
|
Dzierzba pustynna (Lanius isabelinus) |
Shaheed Park był ostatnim miejscem, które odwiedziliśmy w Kuwejcie w poszukiwaniu ptaków. Wyprawa, dzięki różnym zbiegom okoliczności okazała się nisko budżetowa ale pozwoliła na zaliczenie większości topowych gatunków ptaków z kuwejckiej listy 😉. Jednak z reguły nigdy nie jest tak, że udaje się zobaczyć wszystko. Wiosną trzeba będzie powrócić aby ta listę jeszcze uzupełnić.
Bez problemów i dodatkowych kosztów udaje się nam zdać samochód. Jutro rano rozpoczynamy powrót via Dubaj do zimowej aury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz